Wywiad z Izabellą Frączyk
Weekend z Izabellą Frączyk – pisarka pod lupą. Dowiecie się nieco więcej o tym, co Iza Frączyk lubi, dlaczego zaczęła pisać i jak spędza wolny czas.
Aneta Kwaśniewska: – Absolwentka Akademii Ekonomicznej pisarką? Hmm… jak to się stało?
Izabella Frączyk: – Absolwentka Akademii Ekonomicznej dostała tak mało konkretne, a przy tym tak wszechstronne wykształcenie, że mogła z nim zrobić dosłownie wszystko. Stąd wiele moich późniejszych doświadczeń zawodowych, które sprzyjały zbieraniu spostrzeżeń i doświadczeń. Pisać zaczęłam przez przypadek. Z perspektywy kilku lat widzę, jak wiele rzeczy musiało się zdarzyć, żebym napisała coś dłuższego niż praca magisterska, która była dla mnie istną męką. Ale do rzeczy: po pierwsze przyczynił się do tego mój pies, którego przywiozłam z wakacji. Tak dawał nam w kość, że w rozpaczy zaczęłam opisywać jego wyskoki na internetowym forum. Wkrótce dorobił się chyba kilkunastu obszernych sprawozdań na temat swoich wybryków oraz rzeszy wiernych fanów, czekających na dalsze przygody. Do tego lektura książki pewnego kandydata do literackiej nagrody Nobla, z której nie zrozumiałam absolutnie nic. Jeśli do tego dodamy powątpiewanie mojego otoczenia w to, że mi się uda oraz przekonanie, że pomysł jest najbardziej niedorzeczny z niedorzecznych, mamy komplet bodźców, które zagoniły mnie do pisania. Zawsze byłam ambitna, więc… wszystko jasne!
A.K.: – Literatura obyczajowa dla kobiet i o kobietach. Kobiety to czytają! Optymizm, przywracanie nadziei, dodawanie sił i otuchy w trudnych chwilach – kobiety tego potrzebują i Pani im to daje w treści swoich książek. Taki był zamysł marketingowy, gdy zaczęła Pani pisać czy raczej wynika to z czystej potrzeby przelania tego typu treści na papier i podzielenia się nimi z czytelniczkami?
I.F.: – A skądże! Nic z tych rzeczy. Jestem jak najdalsza od jakiegoś moralizowania i mówienia ludziom, jak żyć. Do tego zupełnie nie wiem, jakim cudem w moich powieściach pojawia się jakiekolwiek przesłanie. Przysięgam, nie wiem skąd się bierze. Ja pewnego dnia spotykam na mojej drodze (okoliczności obojętne i często przedziwne) mojego bohatera i od tej chwili jestem zgubiona, bo muszę opisać jego historię. Czasem to historia z głębią, czasem głupkowata komedia. Zaczynając powieść, nie mam pojęcia, co będzie na końcu, tak więc moje oczekiwania, oczekiwania czytelników, tudzież marketingowe zamysły nie mają tutaj nic do rzeczy. Nie potrafiłabym napisać ani na zamówienie, ani według planu.
A.K.: – Czy jest Pani romantyczką, czy wręcz przeciwnie, realistką twardo stąpającą po ziemi? Z którą ze swoich bohaterek najbardziej by się Pani identyfikowała?
I.F.: – Realistka i to w 200% , więc tym bardziej trudno mi czasem wytłumaczyć, w jaki sposób rodzi się powieść. To pewien rodzaj transu, chwilowego bytowania w dwóch równoległych światach. Taki jakby odlot przy skrobaniu marchewki do rosołu. Ja tu sobie skrobię, a tam na przykład pali się dom, albo samochód wlatuje do rowu i ja muszę wtedy na chwilę rzucić ten rosół i pognać tam, by opisać, to co tam się dzieje. To tak jakbym oglądała film, jakieś sceny i opisywała tamtą akcję. No właśnie. Jestem realistką, pragmatyczką, w dodatku z tym nieszczęsnym ekonomicznym wykształceniem… No i jak ja mam to wytłumaczyć i nie wyjść przy okazji na wariata? Moje bohaterki to fikcyjne osoby, czasem do kogoś podobne, czasem nie. Nigdy nie opisuję znajomych, rodziny. Siebie również, choć jest taka jedna bohaterka, której dałam sporo moich cech. To Zuzka z powieści „Kobiety z odzysku”. Jest do mnie podobna, podobnie reaguje, ale to nie ja. To ona.
A.K.: – Czy jest bohater literacki, którego szczególnie Pani ceni?
I.F.: – Dużo czytam, często się zachwycam, ale Nikodem Dyzma deklasuje wszystkich i od zawsze. To postać tak wielowarstwowa, uniwersalna i ponadczasowa, że trzeba było być nie lada geniuszem, żeby stworzyć takiego bohatera.
A.K.: – Największe Pani pasje to…
I.F.: – Oj, trochę się tego uzbierało. Pisanie i czytanie pomijam, bo to oczywiste. Do tego lubię gotować, a jako niedoszły i niespełniony mechanik uwielbiam spędzać czas w garażu i grzebać się w smarze. Uwielbiam quady, w zimie narty i snowboard. Kocham jeździć samochodem, podróżować, spotykać się z ludźmi. Cóż, czasem doby brakuje…
A.K.: – Plany twórcze na najbliższy czas?
I.F.: – Takie same jak co roku. Napisać 1-2 powieści w nadchodzącym roku i nie zwariować. Na razie zbieram siły. Właśnie kilka dni temu ukończyłam kolejną powieść. Co będzie następne? Nie mam pojęcia. W głowie mam tyle pomysłów na tło dla akcji, że nie mogę się zdecydować. Poza tym jeszcze nie spotkałam kolejnego bohatera, więc może być bardzo różnie.
A.K.: – Na koniec proponuję małą grę słów w związku z niektórymi tytułami książek Pani autorstwa. Proszę o dokończenie zdań:
Jak u siebie (poza domem) najbardziej czuję się w…
…Góry Świętokrzyskie (latem)- lokalne piachy, wertepy i błota nie mają sobie równych do quadowych szaleństw. Do tego cudowne grzybne sosnowe lasy.
…Tatry (zimą), świetna baza wypadowa do białego szaleństwa.
Dziś jak kiedyś…
…O tak, dziś jak kiedyś jadłam rumsztyk z cebulką. Nic innego, tylko niezapomniany smak dzieciństwa.
Koniec świata, wołam w sytuacjach, gdy…
…Moje córki mają posprzątane w pokoju. Jakieś 2 razy w roku.
A.K.: – Bardzo dziękuję za rozmowę.
I.F.: – Dziękuję i pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników.