Zaczęło się od trzęsienia ziemi – wywiad z Małgorzatą Klunder
Już niebawem w Wydawnictwie Replika ukaże się wznowienie sagi „Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej”. Nowa szata graficzna i te same piękne wartości. To historia rodziny, w której każdy może odnaleźć cząstkę swojej własnej przeszłości, wspomnienia z wychowywania dzieci i wydarzenia z życia codziennego. Ciekawa, mądra, ciepła i ozdobiona poczuciem humoru opowieść, w której wartości takie jak przyjaźń, miłość, rodzina, lojalność, godność, miłosierdzie, wiara – jeszcze coś znaczą. Zapraszam do lektury wywiadu z Autorką, Małgorzatą Klunder.
„Zaczęło się od trzęsienia ziemi…”.
Czy saga cieszy się zainteresowaniem ze strony czytelników?
Cóż, mam nadzieję, że tak. Spotykam się z cudownymi, rozczulającymi wręcz reakcjami czytelników na wiadomość, że będzie piąta część cyklu, a całość zostanie wznowiona. Piszą do mnie obcy ludzie na Facebooku, dzieląc się swoimi przemyśleniami, a także – tak myślę – radością czytania, satysfakcją ze spotkania z sympatycznymi bohaterami, których można pokochać. Proszę pozwolić, że zacytuję: „To jak odwiedziny u przyjaciół, kiedy słuchamy nowinek, anegdot i historii z życia i nie chce nam się odjeżdżać”. „Z Niziołkami było trochę tak jak u Hitchcocka, zaczęło się od trzęsienia ziemi, ale to była tylko przygrywka, bo z każdą kolejną stroną było lepiej”.
A pewien ksiądz napisał, że powinna być to lektura obowiązkowa w każdym seminarium. Ja bym się nie ośmieliła, ale skoro sam ksiądz…
Jak pisze się o pozytywnych wartościach w tak lekki i humorystyczny sposób?
Bardzo przyjemnie. Joanna Chmielewska kiedyś powiedziała, że ona oczywiście umiałaby napisać rozdzierająco smutną powieść obyczajową, ale po co? – dodała rozsądnie. No właśnie, po co, żeby dołować siebie i czytelnika? To ja tak samo. Przyznam się, że kiedy pisząc piątą część cyklu Dokąd nas zaprowadzisz uderzałam momentami w poważniejsze nuty, za każdym razem potężnie to odchorowałam, fizycznie i psychicznie.
Chociaż z drugiej strony pisanie o dobru w sposób atrakcyjny jest chyba trudniejsze, niż pisanie o czarnych stronach ludzkiej duszy. Bo zło jest atrakcyjne (albo tak się ludziom wydaje), że przywołam choćby Kler Smarzowskiego. A jak sprawić, żeby czytelnik pokochał księdza, który nie łajdaczy się, przestrzega ślubów i na dodatek otwartym tekstem mówi, że jest szczęśliwy w kapłaństwie? Spróbowałam właśnie poprzez żart, humor, uśmiech. Dlaczego wszyscy tak lubią świętego Franciszka? Bo był pogodny i radosny. A dlaczego Savonarola zaginął w niepamięci, chociaż przecież był uczciwy i bardzo pryncypialnie wytknął papieżowi Borgii jego wszeteczeństwa? Bo w swojej pryncypialności był ponury i nie umiał się uśmiechnąć, jak Jorge z Imienia róży, więc ludzie mieli go w pewnym momencie dosyć.
Czy pozytywny wizerunek bohaterów, ich wiara, przekonania i system wartości są na miarę naszych czasów?
Najmocniej przepraszam, ale czy w tym pytaniu zawarte jest a priori, że powinniśmy zrezygnować z wartości, bo świat tego oczekuje? To ja odpowiem zupełnie niekościelnym tekstem, a mianowicie zacytuję piosenkę Leszka Wójtowicza Ważne dwa słowa:
Nie, choćby piekło, szatani
Nie, choćby walił się dach
Nie, choćby pękały ściany
Nie, choćby wszyscy na tak
I potem:
Tak, choćby piekło, szatani
Tak, choćby dach walił się
Tak, choćby pękały ściany
Tak, choćby wszyscy na nie
A jeżeli tego za mało, to raz jeszcze zacytuję słowa czytelniczki Niziołków:
„Pokazuje, jak bardzo atrakcyjna może być wiara w dzisiejszych czasach. Jak bardzo pomaga nam żyć. Jak pomaga poukładać nam wiele spraw. Pozwala, aby nasze zagmatwane czasami życie mogło znowu wyjść na prostą. Pokazuje, że każdy ma szansę. Pokazuje, że na Dobro nigdy nie jest za późno. Sumienie człowieka potrafi powywracać na wszystkie strony. Przewietrzyć, wyprać i wysuszyć , aby na koniec, na to biedne, sfatygowane sumienie położyć plaster miłości i dobra . Nie zostawia czytelnika samego. Daje mu konkretne wskazówki. Niczego nie narzuca. Do niczego nie zmusza. Pokazuje drogę. Daje alternatywę wyboru.”
Jakie pytania słyszy Pani najczęściej podczas spotkań autorskich?
Czy naprawdę mam syna księdza. I widzę zawód w oczach, kiedy wyjaśniam, że nie, że to fikcja literacka. Wtedy rozpoczynam opowieść o dwóch klerykach z Krakowa, których spotkałam na pogrzebie Jana Góry i tak się zaczęła nasza znajomość i przyjaźń. Jeden z nich jest już kapłanem, drugi diakonem, tacy moi synowie duchowi.
Często pada oczywiste dość pytanie, skąd biorę pomysły do książek. Wtedy z kolei spotykam się z niedowierzaniem, kiedy opowiadam, że moi bohaterowie sami do mnie przychodzą, a ja tylko mogę spisywać ich dzieje, oni zaś robią to, co chcą, czasami wbrew moim inklinacjom. Przykład najświeższy: w ostatnim tomie księdzu Niziołkowi zadano trudne pytanie duszpasterskie. Ja to miałam zaplanowane zupełnie inaczej. A ten łobuz pojechał tak, że teraz będę musiała za niego świecić oczami na lewo i na prawo, przed „Deonem” i „PCh24”…
Raz ktoś zapytał, czy naprawdę moi bohaterowie zachowują celibat. Z całą powagą przedstawiłam świadka obiektywnego: kota Gingera, który swoim znakomitym kocim węchem wyczuł, że księża Wieczorek i Niziołek pachną jakoś inaczej, niż Mężczyzna Małej Kobiety, czyli David. Ja mogłabym oszukiwać dla dobra literatury, ale przecież nie kot.
No i oczywiście, regularnie jestem pytana, czy będą następne części. Będą!
Serdecznie dziękuję za rozmowę!
Dziękuję i pozdrawiam Czytelników!
Wywiad z Małgorzatą Klunder 2015
Śliczny wywiad. Znam autorkę z „Niziołków” . Bardzo przyjemna seria. I wesoła. I mają być kolejne części. Dobrze to wiedzieć.