Krzyk bezsilności wobec dewiacji.
Nie potrzeba metafizyki i szalonej wyobraźni literackiej, by przerażać fabułą, bo realne życie przynosi znacznie więcej grozy, niż fantastyka.
Mistrz horroru w nowej przerażająco realistycznej odsłonie. Faktycznie, nie ma tu wampirów, duchów czy istot z pogranicza światów, jest za to bestia. W ludzkiej skórze. Ale po kolei…
Mały Ryków w pobliżu Miasta Wojewódzkiego, gdzieś w Polsce, bliżej nie wiadomo gdzie, bo opisane wydarzenia mogły mieć miejsce praktycznie wszędzie. W Rykowie mieszka rodzina Szykowiaków, zwyczajna, żyjąca z dnia na dzień, ciesząca się z drobiazgów i zmagająca z prozaicznymi problemami. Dramat, który ja dotyka, jest niewyobrażalny i pociąga za sobą bolesne skutki. Dwie córki Kamila i Izy znikają w tajemniczych okolicznościach. Kto za tym stoi? Dlaczego tak trudno odnaleźć jakikolwiek ślad? W śledztwo angażuje się Zdzisław Mokryna, emerytowany policjant, który szuka w Rykowie bezpiecznej przystani i spokoju, przyjaciel rodziny Szykowiaków. Odkrywając kolejne zagadkowe punkty zniknięcia dziewczynek szuka sprawiedliwości na własną rękę, a ta świerzbi go do jej wymierzenia na oprawcy.
Realizm wydarzeń oddany jest w tak zaangażowany i emocjonalny sposób, że głos głównego bohatera ostatecznie staje się wyrazem buntu przeciw błędom systemowym. Po lekturze chce się krzyknąć: „nie!” i przyłączyć do tego buntu.
Książka bezlitośnie obnaża nielogiczność polskiego ustawodawstwa i sądownictwa, luki w prawie, nieudolność organów ścigania spowodowana dławieniem umiejętności funkcjonariuszy rygorystycznymi procedurami niesprzyjającymi ofiarom oraz ugruntowanie psychicznych dewiacji skazanych, którzy przed czasem opuszczają mury zakładów karnych, co zwykle kończy się kolejnym dramatem. Dreszcz przerażenia przechodzi po plecach…
Wielowymiarowość powieści mogę porównać do podróży psychicznym rollercoasterem – rozedrgane emocje towarzyszące bohaterom w pełni udzielają się czytelnikowi. Wyrzuty sumienia, bezsilność, psychika ludzka wystawiona na poważną próbę, przez którą nie każdy jest w stanie przejść, wspomnienia z przeszłości wpływające na postrzeganie świata i ta okrutna powtarzalność, jakby miało miejsce specyficzne dziedziczenie cierpienia. Bezsilność jednostki wobec ogromu bólu jest dramatyczna.
Autor podkreśla też obecność tzw. lokalnego społeczeństwa, które stoi z boku wydarzeń, bo ich to nie dotyczy. Chwilowa empatia, wyrażona zwykle krótką wymianą zdań i westchnień, znika równie szybko, jak się pojawiła. Jest podobna do ulotnych newsów, które przewijają się w programach informacyjnych i nie warto zbyt długo się nad nimi pochylać, bo zło, owszem, gdzieś tam jest, ale nie u nas, nie tutaj, daleko. Jakże to złudne…
Długo mogę pisać o stylu Dardy, spójnej i nieprzewidywalnej fabule oraz umiejętnym stopniowaniu napięcia, które w finale doprowadza do eksplozji wulkanu nagromadzonych emocji. Wchodząc do świata wykreowanego przez tego Autora, podejmuje się pewne ryzyko, bo można się w nim zatracić, zapomnieć o codzienności i do ostatniej strony tkwić w tym niezwykłym uzależnieniu. Osiągnięty efekt jest tradycyjnie celujący, więc nie ma większego znaczenia czy to horror, thriller, czy kryminał, bo fenomen Dardy pozostaje niezmienny.
„Zabij mnie, tato” na długo pozostaje gdzieś z tyłu głowy, trudno się otrząsnąć i powrócić do codzienności. Lektura tej książki odblokowuje ostrzegawcze światełko w umyśle, a oczy i uszy są otwarte nieco szerzej niż dotąd.
To doskonałe w formie studium ludzkiej bezsilności wobec dewiacji i stanowczy wyraz buntu wobec niedociągnięć systemowych. Chapeau bas! Cóż mogę dodać, to nie perełka, a raczej diament na księgarskich półkach. Stanowczo stawiam wśród ulubionych, a Wam gorąco polecam!
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 432
ISBN: 978-83-8252-925-8
Premiera: 28 lutego 2024