Wywiady

Myślę obrazami – wywiad z Justyną Wydrą

zdjęcie art

Jaki impuls spowodował, że powstała książka „Ponieważ wróciłam”?

 

Pewien wyjątek z recenzji poprzedniej powieści. Głównego bohatera określono w niej jako anioła w czarnym mundurze (ciekawe, że  podobny portret esesmana pojawił się u Karpowicza w „Sońce”). Tyle, że Bruno z „Esesmana i Żydówki” nie był aniołem! Był zwykłym człowiekiem. Kierowały nim impulsy (właśnie!), głupota na zmianę z rozsądkiem, źle rozumiany patriotyzm, poczucie obowiązku, lojalność, wdzięczność, miłość. Nie był ani totalnie zły, ani tym bardziej całkowicie dobry, w dodatku miał wątpliwości. A anioł? Anioł wątpliwości nie ma nigdy, bo pozbawiono go wolnej woli. Dostaje cel do realizacji i uparcie do niego dąży. Cel ma oczywiście dobry, ale… Ja widzę w takiej koncepcji anioła coś psychopatycznego, demonicznego. Zresztą – czyż diabeł nie jest aniołowi bratem?

Myślę obrazami. I tym razem także ujrzałam roztrzęsioną, bliską obłędu kobietę, wykrzykującą coś w złości do osoby, której nie widać. Podeszłam do niej bliżej i usłyszałam: „Cholerny aniele boży, pieprzony stróżu mój! Nie potrzebuję cię! Ani we dnie, ani w nocy. Idź sobieeeeeeee”. Wyła i miotała przekleństwa. Dlaczego? Co takiego zrobił jej anioł stróż? Z definicji dobry i zawsze działający na jej rzecz. Czy na pewno? Z tym pytaniem zostawię czytelnika „Ponieważ wróciłam”.

 

Od dobrego łatwo się uzależnić. Magdalena, bohaterka powieści, przywykła do stałej obecności wspierającego ją anioła. Czuła, że jej się należy. Można wpaść w pułapkę dobra. Czy w pisaniu również jest takie ryzyko, ze pochlebne recenzje na tyle dodają skrzydeł, że trudno znowu dotknąć ziemi?

 

Ja mam chyba odmienny problem. O ile innym skłonna jestem wiele wybaczyć, dać prawo do błędu, nauki, potknięcia, o tyle wobec siebie jestem bardzo krytyczna. Dobre recenzje i pozytywny odbiór książki oczywiście niezmiernie mnie cieszą. Cieszy także świadomość tego, że wydając tamtą książkę, poruszyłam temat, który chyba wciąż w nas tkwi, w dodatku zrobiłam to tak, jak sobie zamierzyłam – raczej subtelnie i od nieco nietypowej strony (relacja międzyludzka zamiast festiwalu przemocy), ale to wszystko nie uwalnia mnie od wątpliwości. Mogłam to napisać inaczej. Lepiej. Głębiej. Dojrzalej. Teraz pewnie będzie tak samo. Ciężko jest oderwać mnie od ziemi.

zdjęcie

Druga książka, wiec z pewnością będą porównania. Nie obawia się Pani prób szufladkowania?

 

Boję się odłożenia na półkę: „literatura kobieca” w rozumieniu „czytadło-romansidło”. Jako pisarka tworzę oczywiście raczej z kobiecego punktu widzenia. W moich książkach pewnie zawsze ważna będzie miłość, jako jeden z najpotężniejszych motorów ludzkiego działania. Ale ani w tamtej książce, ani w tej nie była ona dla mnie najważniejsza. Tam liczyła się przede wszystkim przyzwoitość, człowieczeństwo, wolność wyboru, wdzięczność, los, wola przetrwania. Romans – potem, choć obawiam się, że wysunął się na pierwszy plan, bo dwoje ludzi, bo kobieta i mężczyzna. Tutaj – hm… może to samo? Może także życie jako pewna pula prawdopodobieństw, z których mamy szansę czerpać.

 

Okładka książki „Ponieważ wróciłam” przemawia do czytelnika. Ukazuje wachlarz emocji, które przeżywa bohaterka. Czy miała Pani wpływ na jej ostateczny wygląd? Mówi się, że nie należy osądzać książki po okładce, ale jakie znaczenie ma tak naprawdę okładka danej książki w Pani odczuciu?

 

Nie inspirowałam autorki grafiki i tym bardziej cieszę się, ponieważ jest (znowu!) trafiona. Bo choć w książce najważniejsza jest treść, to jednak dobrze jeśli okładka nieco uchyla jej rąbka. Tym bardziej dziś, w czasach triumfalnego powrotu kultury obrazkowej. Żyjąc w rytmie dwudziestego pierwszego wieku, po prostu nie sposób pochylić się z powagą nad każdą księgarnianą propozycją. Decydujemy impulsowo – po tytule, autorze i… obrazku na okładce. Całkiem prywatnie – nie lubię, gdy okładki „kłamią”. Biorąc książkę do ręki, chcę wyczytać ze stylu, w jakim została zilustrowana, choćby klimat wnętrza. Pani Annie, która projektowała okładki obydwu moich powieści można zawierzyć w stu procentach 🙂

 

Plany na kolejną powieść?

 

Jeśli chodzi o pisanie, wolę już niczego nie planować! Cóż z tego, że sobie zaplanowałam – po książce osadzonej w realiach wojennych napiszę współczesny kryminał. Nawet go napoczęłam, mam wymyśloną całość intrygi. I co? Przyplątał się do mnie anioł… Teraz z kolei chciałam spisać opowiadania, które też domagają się przelania na papier. Usiadłam do pisania. Jedno, drugie, trzecie. Trzecie rozrosło się tak bardzo, że już stało się powieścią, choć brak mu jeszcze ponad połowy tekstu 🙂 Poważniejąc – gdy skończę książkę, którą piszę aktualnie, wydam ją bądź schowam do szuflady (jeszcze tego nie wiem), zamierzam sfabularyzować pewną rodzinną tajemnicę. Wrócę tym samym do pierwszej połowy dwudziestego wieku, choć zarzekałam się, że nigdy więcej. Lecz cóż robić, gdy ma się ciotkę, która z dnia na dzień zapomniała ojczystej mowy?

Wywiad z Edytą Świętek

DSCF1234

 

Na początek naszej rozmowy proponuję zabawę w dokończenie zdań rozpoczynających się od tytułów książek Pani autorstwa. Spróbujemy?

 

Brzmi intrygująco… Spróbujmy.

 

Moje alter ego to… każda postać, którą ożywiam na kartach pisanych przeze mnie powieści.

 

Bańki mydlane kojarzą mi się niezmiennie… z czymś pięknym, lecz ulotnym i nietrwałym. Są jak życie – piękne, lecz przemijające.

 

Cappuccino z cynamonem to dla mnie… ulubiony napój, wiążący się z przyjemną chwilą relaksu.

 

Cienie przeszłości bywają… nostalgicznym wspomnieniem minionych dni. Spoglądają na nas z kart albumów ze starymi fotografiami.

 

Tam gdzie rodzi się miłość można… stracić nie tylko serce, ale również głowę 🙂

 

Tam gdzie rodzi się zazdrość… potrzebna jest szczera rozmowa.

 

Wszystkie kształty uczuć można zawrzeć w słowie… rodzina.

 

Zakręcone życie wcale nie jest… takie złe. Znam wiele pozytywnie zakręconych osób, wnoszących wspaniałą wartość do otoczenia. Są to między innymi wolontariusze, którzy niosą bezinteresowną pomoc potrzebującym.

 

Zanim odszedł letni… dzień nacieszyłam się jego ciepłem. Uwielbiam długie letnie dni, gdy mogę relaksować się w moim ogrodzie albo chodzić z bliskimi na wielokilometrowe wędrówki.

 

Zerwane więzi można… odbudować, ale wymaga to bardzo dużo pracy i cierpliwości.

Ja (1280x857)

 

A teraz kilka pytań:

 

Czym jest dla Pani pisarstwo?

 

Dzięki pisaniu mogę przenosić się w czasy i miejsca, w których nie mam szansy zaistnieć tu i teraz. Razem z bohaterami moich powieści przeżywam ich wzloty i upadki. Mam bardzo emocjonalne podejście do wykreowanych przeze mnie postaci – staram się zgłębić tok myślenia osoby, która mogłaby w rzeczywistości przeżywać zdarzenia opisywane w fabule, i jak najbardziej wiarygodnie oddać te odczucia.

 

Czym są dla Pani spotkania z czytelnikami?

 

Spotkania z czytelnikami to jedne z najpiękniejszych chwil w życiu autora. Czytelnicy dodają mi skrzydeł i motywują mnie do dalszej pracy. Świadomość, że ktoś zarywa noc, aby przeczytać moją powieść jest niesamowita. Ponadto chwile, gdy mogę porozmawiać na żywo z moimi czytelnikami, stanowią miły przerywnik w dość monotonnym zajęciu jakim jest sam proces zapisywania fabuły.

 

Czy jest jakaś metoda na zachęcenie do czytania książek, większej aktywności czytelników?

 

Nie jest łatwo zachęcić ludzi, którzy nie czytają w ogóle, do tego, aby sięgnęli po książkę. Myślę, że dla takich osób zachętą mogą być powieści o wartkiej akcji, pozbawionej długich, nużących opisów. Muszą to być historie, które mogłyby wydarzyć się w rzeczywistości, a z ich bohaterami z łatwością da się utożsamić. W pewien sposób do zwiększenia aktywności czytelniczej mogą przyczynić się książki wygrane w konkursach, lub bezpośrednie spotkania z autorami opowiadającymi o swojej pasji.

 

O czym marzy Edyta Świętek zawodowo?

 

Zawodowo czuję się spełniona. Mam pracę, którą bardzo cenię. Czuję się tam odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Jedyne czego mogę sobie życzyć w tej kwestii, to aby ten stan utrzymywał się jak najdłużej.

 

A prywatnie?

 

IMG_20160207_132943

Prywatnie marzę o tym, aby moja rodzina żyła spokojnie i szczęśliwie. Abyśmy zawsze mieli czas na długie rozmowy i byli razem na dobre i na złe.

 

Będzie kolejna książka?

 

Oczywiście będzie kolejna książka. Mam już podpisaną umowę na kolejną powieść p. t. „Noc Perseidów”, lecz na razie jest za wcześnie na ujawnianie szczegółów. Prócz tego przygotowuję dwa kolejne teksty, które wymagają jeszcze drobnego dopracowania. Zaczęłam także pracę nad nowym, bardzo ważnym dla mnie projektem.

 

Życząc dalszych sukcesów dziękuję za rozmowę.

 

Serdecznie dziękuję i pozdrawiam.

 

Recenzja „Wszystkie kształty uczuć”

Recenzja „Cappuccino z cynamonem”

Wywiad z Gabrielą Gargaś

 

„Zawsze do przodu”

 

 

Tylko Ty” to książka o różnych odcieniach miłości. Sporo emocji, blasków i cieni. Czy jest jedno przesłanie, które chciała Pani przekazać?

Gabi do ksiazki

 

Powieść „Tylko Ty” zakończyłam słowami: „Myślisz, że nie ma już szansy na lepsze jutro i wtedy pojawia się Nadzieja, prowadząc za sobą Wiarę i Miłość. Skrzydlaty anioł wyciąga w twoim kierunku rękę.
– Nie wolno ci się poddać – mówi.- Nigdy nie wolno ci się poddać!”
Podpisuję się pod tymi słowami. Nie poddawaj się! Choćbyś upadła, wstawaj! Otrzepuj kolana i do przodu. Biegnij, idź pomału niczym żółw, przystawaj, potem znowu idź. Ale zawsze do przodu.
Piszę również, o tym, że nigdy nie jest za późno, by wybaczyć sobie i innym, o drugiej szansie, jaką otrzymujemy od losu i drugiego człowieka. Zawsze warto przebaczać, niezależnie od tego, co się wydarzyło. Nie oznacza to jednak, że wszystko ma zostać po staremu. Myślę, że prawdziwa miłość potrafi wybaczyć wiele. Życie z drugim człowiekiem to lepsze i gorsze chwile. Miłość potrafi wybaczyć, nawet, jeśli krzywda, jaką wyrządził nam drugi człowiek tak bardzo boli. Przebaczenie oznacza pozbycia się złych wspomnień z przeszłości, życie w teraźniejszości.

 

Czy może Pani wskazać u siebie na powód pojawienia się pasji pisania
książek? Czy była jakaś iskra zapłonowa?

 

W planach było napisanie jednej książki. Chciałam się przekonać, jak to jest wydać książkę. A potem przyszedł pomysł na drugą i kolejną. A teraz czuję, że muszę pisać. To sprawia mi ogromną frajdę.

 

Czy utożsamia się Pani z jakąś bohaterką swoich książek?

 

Niekoniecznie. Chociaż ze wszystkimi bohaterkami moich książek coś mnie łączy. Każda z bohaterek ma coś ze mnie.

 

W powieściach Pani autorstwa jest przyjaźnie i ciepło. Czy takiego
klimatu potrzebuje współczesny odbiorca? Do kogo kieruje Pani swoje
książki?

 

Czasami bywa też dramatycznie i emocjonalnie. Bardzo często kogoś uśmiercam. Moje książki przeznaczone są dla kobiet i skoro je kupują to znaczy, że im się podobają.:-)
Swoje książki polecam kobietom tym szczęśliwym i tym, które przechodzą życiowe kryzysy, te które są na zakręcie i boją się zaryzykować, by spełnić swoje marzenia i te które są spełnione. Zakochanym i tym ze złamanym sercem. Matkom, żonom i kochankom.

_MG_9437_1
Jest Pani marzycielką czy realistką?

 

Marzycielką twardo stąpającą po ziemi. Niekiedy bywam też realistką. Zależy od sytuacji, dnia, nastroju. Miewam dni, że dusza marzycielki przeważa. I wtedy… Oj wtedy ,to wznoszę się wśród chmur.

 

Proszę dokończyć zdania:

 

Kiedy przychodzi wena… to muszę pisać. Po prostu muszę. Nie ważne gdzie, na kolanie, na serwetce, muszę zapisać gdzieś te myśli, które kłębią się w mojej głowie, żeby nie uleciały.

 

W wolnych chwilach lubię… czytać, spacerować, jeść pierogi, pić wino, spotykać ze znajomymi, spędzać czas z rodziną, rozmawiać.

 

Mój ulubiony autor to… Nie mam jednego ulubionego autora. Jest wielu autorów, od których można się dużo nauczyć. Tych znanych i takich, co wydali jedną książkę. Każda historia czegoś uczy, zawiera w sobie emocje i przesłanie, wzrusza.

 

Kino jest dla mnie… rozrywką, ale to musi być dobre kino.

 

Mój wydawca bywa…Tu zmieniam na mój wydawca jest fajny. No cóż innego mogłabym o nim powiedzieć 😉

 

Jeśli w grę wchodziłaby książka napisana w duecie to z… Diane Chamberlain. Marzenie… Ale pomarzyć można 🙂

 

Będzie kolejna książka?

 

Będzie. Pracuję nad nią. Roboczy tytuł: „ A między nami wspomnienia”.

 

Serdecznie dziękuję za rozmowę.

 

Dziękuję! Pozdrawiam Was serdecznie 🙂

Wywiad z Grzegorzem Filipem

IMG_0030a

 

„Bo książkę najlepiej zaczynać jesienią…”.

 

Widząc w tytule słowo „miłość” czytelnicy spodziewają się romantycznej historii. Nieco ckliwej, może trochę trudnej, ale z happy endem. W „Miłości pod koniec świata” tak nie jest…

 

Różne bywają oblicza miłości, a związki miewają rozmaity przebieg, nie zawsze szczęśliwy. Pomysł tej książki narodził się jesienią 2012 roku. Siedziałem nad planami innej powieści, której akcja miała się rozwijać w latach 80. Był już nawet tytuł – „U schyłku lata”. Pod koniec października spadł śnieg, a potem przyszedł długi ciepły listopad. Właśnie wróciłem z wyjazdu w okolice Skierbieszowa, gdy media usiłowały ośmieszyć lub zatuszować informację, że eksperci być może znaleźli we wraku ślady trotylu bądź nitrogliceryny. A ja pomyślałem, że chcę wreszcie napisać książkę o miłości. I z połączenia tych trzech elementów – reakcji na zakłamanie, zachwytu nad pięknem doliny Wolicy i tęsknoty za napisaniem romansu – narodziła się ta powieść. Przeczytałem wtedy „Prawiek” Olgi Tokarczuk, gdzie znalazłem sztywny podział na kobiety i mężczyzn, dwa nieprzeniknione światy, przy czym prawdziwe problemy mają tam tylko kobiety, i pomyślałem, że to nieprawda, że przecież można pokazać, jak uczucia mężczyzny i kobiety odbijają się nawzajem niczym w lustrze. Długo pisałem tę książkę, były liczne przerwy, z początku brakowało mi pomysłu na zakończenie, on przyszedł później.

 

Sposób przekazania silnych emocji w tej książce jest trudny do opisania. Pokuszę się o porównanie do bomby z lontem stojącej z dala od ognia, choć w jego zasięgu. Jedna mała iskra wystarczy, by powstał wybuch. W „Miłości pod koniec świata” właśnie tak jest, akcja się toczy, rzeczy się dzieją, czytelnik układa sobie wszystko w głowie i nagle następuje „bum!” A po tym „bum!” trudno się pozbierać…

 

Dla dobra czytelników nie zdradzajmy, na czym to „bum!” polega. Anna – w miarę swoich skromnych możliwości – walczy ze złem, Bernard się poddaje. Chciałem napisać po prostu zwykły romans, lecz osadzając akcję w dzisiejszej Polsce, nie mogłem uciec przed problemami, które nas gnębią. Czułem wtedy silną presję ze strony złych, szkodliwych idei. Gdy obserwowałem ludzi, widziałem, jak bardzo są zdezorientowani, choć na pozór okres ten miał wyraźne cechy „małej stabilizacji”. Dałem temu wyraz w książce i to dlatego wyszło mi coś więcej niż tylko romans. „Miłość…” to powieść o dezorientacji i zagubieniu, biorących się z zakłamania w przestrzeni międzyludzkiej. Anna jest dziennikarką, lecz także matką i żoną, poważnie traktuje swoje zadanie, żyje jednak w świecie, który znamy. A przy tym zwala się na jej głowę zbyt dużo problemów naraz…

 

„Miłość pod koniec świata” to powieść subtelna i mocna zarazem. Autor wykazał się solidnymi pokładami wrażliwości…

 

Chce mnie pani zapytać, jak to możliwe? Cóż, zdarza się to nawet facetom. Po lekturze „Anny Kareniny” byłem ciekaw, czy uda mi się stworzyć kobiecą postać, która mogłaby zyskać sympatię czytelników. Moja Anna zawdzięcza Tołstojowi imię i ciemne włosy, poza tym już chyba nic więcej. Bohaterka „Studni”, Grażyna, nie wzbudzała ciepłych uczuć, dla niektórych okazała się wręcz odstręczająca. Natalia z powieści „Pomiędzy”, która wyjdzie w tym roku, wydaje mi się dużo sympatyczniejsza, ale zobaczymy, jak ocenią to czytelnicy. Powieść subtelna i mocna? Ładne określenie, dziękuję. Może jest po prostu tak, że ta moc bierze się z nagromadzenia subtelności, różnych szczegółów…

 

Co Pana urzeka w Zamojszczyźnie, jej nieznanych, a może zapomnianych albo jeszcze nieodkrytych zakątkach?

 

Pagórkowaty teren, pokryty patchworkiem pól i łąk, irokezy traw na miedzach, roślinność ukraińskich stepów, dzikość głębokich jarów i wąwozów, którą dostrzegł i przetworzył literacko Sienkiewicz, kiedy bawił u Czachórskiego w Grabowczyku, błąkał się z dubeltówką po polach i szkicował „Niewolę tatarską”. Mówi się, że tutejsze jary są scenerią miejsca, gdzie Horpyna więziła kniaziównę Helenę. Malarstwo Władysława Czachórskiego to osobny temat, miałem nawet pomysł, żeby jeden z jego portretów kobiecych (był wspaniałym portrecistą kobiet) umieścić na okładce mojej książki.

IMG_1222

 

Czym jest dla Pana pisanie książek, kreowanie świata bohaterów i zdarzeń?

 

Miało być ono próbą zatrzymania czasu, ale to się oczywiście nie udało. Pisanie jest dawaniem świadectwa, sposobem szukania sensu, próbą zapisu kawałeczka świata, który mnie otacza, radością tworzenia czegoś z niczego, jest w końcu możliwością wypowiedzenia swoich poglądów. Tak się też stało w „Miłości…”, gdzie powiedziałem, co myślę o współczesnym dziennikarstwie w Polsce. W pisaniu fascynujące jest kreowanie postaci, tworzę je od zera, nie wzorując się na znanych mi osobach. Jeśli czasem któryś z moich bohaterów ma coś z żywego człowieka, to tylko nieunikniony przypadek. Czym jeszcze jest pisanie? Jest… wszystkim.

 

Czy pisarstwo może być sposobem na życie? Zawód czy pasja?

 

Jestem redaktorem w miesięczniku, dziennikarzem, publicystą – to moja praca zawodowa. Prozę beletrystyczną uprawiam dopiero od siedmiu lat – zacząłem dość późno i wciąż się uczę – lecz od kiedy ją piszę, proza stała się ważna w moim życiu, może coraz ważniejsza. Dla beletrystyki porzuciłem pisanie o muzyce, choć jest ona obecna w każdej mojej książce. Coś trzeba wybrać, jeśli nie ma się drygu do łapania wielu srok za ogon.

 

Jakie książki lubi Pan czytać? (gatunek, konkretny pisarz?)

 

Czytam rzeczy bardzo różne. Może ciekawsze będzie, gdy powiem, co czytałem wtedy gdy powstawała „Miłość…”. W pierwszym rozdziale jest mowa o „Przeprawie” Cormaca McCarthy’ego – czyta ją Bernard i ja ją wtedy czytałem. McCarthy uzyskuje gęstość poprzez opis czynności, a nie opis szczegółów myślenia i przeżywania, jak to jest u mnie. Do Księgi Hioba wróciłem celowo, bo mi się przez chwilę wydawało, że Bernard powtarza Hiobową drogę i chciałem to sprawdzić. Czytałem wtedy jeszcze wyprane z psychologii „Włoskie szpilki” Tulli, książkę, którą trzeba podziwiać. Nie lubię w niej natomiast obrazu wspólnoty jako osaczającej, złej i nieczułej. Czytałem „Zbyt wiele szczęścia” Alice Munro (szczególnie świetne jest pierwsze opowiadanie!), sprytnie złożoną powieść „Boiduda” Jakuba Lubelskiego, kapitalny „Dom ciszy” Orhana Pamuka, irytujący, lecz pełen smaczków „Pokój Jakuba” Wirginii Woolf, świetne „Nazwy” DeLillo i rozczarowujące, choć miejscami godne podziwu „Ślady krwi” Jana Polkowskiego. Czytałem Rylskiego, Myśliwskiego, Kunderę, Krasznahorkaia i „Hajs” Jacka Bieruta. Czy to się układa w jakiś wzór? – proszę ocenić.

 

Czy jest gatunek literacki, po który sięga Pan niechętnie albo nigdy?

 

Jako czytelnik? Nie lubię groteski, która opanowała sporą połać prozy współczesnej w Polsce. Często brak temu pisarstwu wartości poznawczych, uprawiają je autorzy, którzy wszystko wiedzą z góry. Banał i efekciarstwo. Swojej niechęci do takiej literatury dałem wyraz w powieści satyrycznej „Cover”. Okazała się ona jednak niecenzuralna i leży niewydana. Jej fragmencik zamieszczam na blogu.
Jako pisarz nie próbowałem się dotąd zmierzyć z powieścią fantastyczną, a był czas, że uwielbiałem czytać SF – Lema, Dicka, Strugackich itd. Ale nic straconego. Mam w planach dystopię pod roboczym tytułem „Obca”. Nie jest to pomysł na obnażenie, czym się kończy utopia polityczna, społeczna czy fundamentalizm religijny. Chciałbym pokazać, do czego prowadzi liberalny egoizm, dążenie do przyjemności za wszelką cenę, po trupach, a więc będzie to rodzaj dystopii obyczajowej.

 

Dalsze plany? Praca nad kolejną książką?

 

W tej chwili piszę powieść „Pięciu”, w której piątka przyjaciół, ludzi w średnim wieku, ulega presji o charakterze politycznym. Reagują na nią konformistycznie, asekurancko, a ja się przyglądam, jak oni przed sobą tłumaczą własne postawy. Jest to rzecz niepokojąca, dotyka nas wszystkich. Gdyby mi się udało skończyć tę książkę do lata, miałbym spokojne wakacje.
Mam pomysł na romans, nawet cykl romansowy. Mam dużo pomysłów. Dziś jeszcze nie wiem, który projekt podejmę na jesieni. Bo książkę najlepiej zaczynać jesienią.

 

12509405_980723278659890_264484280640864921_n

Wywiad ze Zbigniewem Zborowskim

IMG_55110

Książki „Trzy odbicia w lustrze” i „Pąki lodowych róż” autorstwa Zbigniewa Zborowskiego są… niezwykłe. Tak, właśnie to jest odpowiednie określenie. Rzadko zdarzają się powieści, które napisane są tak sugestywnym językiem, a proporcje między charakterem postaci, akcją i wątkiem tajemnicy są wyważone idealnie, niczym na aptekarskiej wadze. Dla mnie zdecydowanie autor, którego książki umieszczam na półce „Ulubione”… Zapraszam do przeczytania wywiadu, a zatytułowałam go:

 

Niepewność zmusza do działania…

 

Aneta Kwaśniewska: – Skroić dobrą sagę na miarę wymagań żądnych nowych wrażeń czytelników to niezwykła sztuka. Panu się to udało! Zachwycająco plastyczny, sugestywny język z pewnością ma głębsze podłoże…

 

Zbigniew Zborowski: – Długo się przygotowywałem do pisania tej książki. Wprawdzie wcześniej ułożyłem sobie dość szczegółowy plan fabuły, ale musiałem dopracować szczegóły. Przecież przeciągam swoich bohaterów przez Lwów, potem Okręg Swierdłowski na Uralu, Moskwę, Berlin, Czeczenię i Afganistan. I to w różnych czasach – raz współcześnie, innym razem w latach 40., 60., 80. Musiałem więc wiele o tych miejscach poczytać. A także przypomnieć sobie, co o zesłaniu za Ural opowiadał mi Ojciec i co sam widziałem, kiedy we wczesnych latach 90. podróżowałem przez Pakistańsko-Afgańskie pogranicze, nad którym latają teraz bojowe drony. Te lektury – opracowania historyczne, wspomnienia i pamiętniki – otworzyły mi na wiele spraw oczy. Na przykład zakochałem się w przedwojennym Lwowie. Co to było za miasto! Ile się tam działo. A potem przyszła wojna i wszystko diabli wzięli. Myślę, że to z tej sympatii za miejscami, których często już nie ma, albo stały się karykaturą samych siebie, wziął się ten plastyczny język powieści. Pisząc, czułem się jakbym tam był i widział swoich bohaterów.

 

O wojnie i emocjach ludzkich w okrutnych nieludzkich czasach powstaje obecnie dość dużo powieści. Nie bał się Pan porównywania, zgubienia w gąszczu takiej prozy… » Czytaj więcej

« Starsze wpisy Recent Entries »