Trans namiętności.
Seks jak narkotyk? Senne wizje zmieniające się w realną rzeczywistość mogą być niepokojące, ale też cudownie uzależniające. Bo jak żyć bez raz posmakowanego spełnienia, które niczym wijący się bluszcz obezwładnia, oplata i nie wypuszcza ze swych wszędobylskich macek?
Historia Cassandry i Adama to mnóstwo czytelniczych emocji. Tych dobrych i tych nieco gorszych. Co zrobić z książką, którą chciało się skrytykować, a dziewięć ostatnich stron diametralnie zmienia punkt widzenia? Autorko, dlaczego? Dlaczego nie dało się przedstawić pełnej historii w jednej książce? Dlaczego fabuła „Snów Morfeusza” nie porywa, a zakończenie wbija w fotel? Dlaczego mroczna tajemnica snuje się przez kolejne strony jak niezauważalny cień, by nagle uderzyć z siłą wodospadu i rozbudzić ciekawość do granic możliwości? W efekcie „Sny Morfeusza” to dwuznaczna w odbiorze książka.
Pomysł na całą historię jest naprawdę bardzo dobry, a przede wszystkim niekonwencjonalny, jak na polską prozę. Mroczna tajemnica, intryga ze specyficzną i zamkniętą grupą (być może mafią) w tle, podkreślenie istoty niepohamowanego popędu seksualnego, który potrafi obezwładnić umysł, podświadome poszukiwanie spełnienia najbardziej odważnych fantazji, dążenie do zaspokojenia iście hedonistycznych zachcianek, spychanie na margines moralności i przebłysków zdrowego rozsądku, wręcz narkotyczne uzależnienie od seksu, odkrywanie nieznanych dotąd pokładów cielesności. Wszystko dobrze, ale zupełnie niepotrzebnie autorka tak wiele stron poświeciła na niewiele wnoszące i powtarzające się sceny erotyczne, z niewyszukanymi dialogami i chwilami irytującym językiem. Rozumiem, wprowadzenie w temat niebezpiecznego uzależnienia od ciała i namiętności, która potrafi obezwładnić, ale przyspieszenie fabuły z pewnością byłoby korzystne dla całej historii.
Podobieństwa do „Grey’a” są spore i myślę, że wielu czytelnikom się one nasuną, ale ja wskażę na jeszcze jedno. „Sny Morfeusza” nieśmiało kierują skojarzenia do filmu Stanley’a Kubricka „Oczy szeroko zamknięte”. Motyw specyficznego kręgu ludzi w maskach, uprawiających seks publicznie, wręcz narkotyczne wizje cudownego spełnienia, zagubienie własnego ja i psychiczne ubezwłasnowolnienie względem siły seksu oraz wnioski, które też przychodzą z pewnym opóźnieniem. Aż chciało się wyjść z kina. Kto wytrwał wie, że było warto. Zupełny trans umysłu. Tu jest podobnie.
W przedstawionej w powieści historii trudno mi rozgryźć bohaterkę, która z jednej strony jest zagubiona, a z drugiej szalenie pewna siebie, infantylna i pusta, aż tu nagle dojrzała i empatyczna, dopuszczająca do siebie głos rozsądku, by po chwili zaskoczyć głupotą. O nie, Cassandra nie przypadła mi do gustu. Emocjonalnie rozmemłana młoda dama bez ikry. Za to Adam vel Morfeusz to inna bajka. Pewny siebie, wie, czego chce, tajemniczy, demoniczny, niebezpieczny i nieodgadniony. Bohater z charakterem. Charyzmatyczny i z pazurem. Boski i diabelnie groźny.
K. N. Haner ma wyraźny potencjał, to czuć w prozie, którą przedstawia. Mam jednak nieodparte wrażenie, że zbyt wiele treści chciała przekazać, a czasem nie o ilość chodzi. Podejrzewam, że druga odsłona tej intrygującej historii będzie zdecydowanie bardziej rozpalająca zmysły, a przede wszystkim ciekawość czytelniczą, bo to czuć w zakończeniu. Tymczasem zajrzyjcie do „Snów Morfeusza”, a właściwie snów o Morfeuszu, które czasem stają się jawą. Jestem ciekawa Waszych opinii.
Oprawa: miękka
Liczba stron: 416
ISBN: 978-83-283-2334-6
Premiera: 3 lipca 2016
Podziękowania dla Editio