Tag dardyzm

Stefan Darda „Opowiem ci mroczną historię” Czarna Owca

Recenzja patronacka

 

Otwórz oczy.

 

Jest taki literacki stan, w którym przebywam pasjami. To dardyzm. Kto czytał choć jedną książkę Stefana Dardy, zapewne wie, o czym myślę. Kto nie czytał, niech przeczyta, bo wiele traci. Darda wciąga czytelnika w świat bohaterów i nie pozwala z niego tak do końca wyjść, nawet po skończonej lekturze. Na co można liczyć sięgając po tę prozę? Przede wszystkim na uniwersalizm przekazu, wrażliwość wystawioną na wysoką próbę i codzienność, która bywa bardziej niebezpieczna niż ekstremalne wyczyny.

 

Stefanowi Dardzie zdecydowanie bliżej do romantyków niż do twórców z nurtu szkiełka i oka. Rozterki bohatera wywołują u czytelnika ciarki, bo są tak sugestywne, że nie sposób nie wniknąć do jego świata. Racjonalizm? Jest, i owszem! Tylko jak zapomnieć o tych wszystkich domniemaniach, wyrzutach sumienia, przemyśleniach, analizach. Dardyzm nie odkleja się tak łatwo. Cóż, trzeba go rozchodzić, a potem jeszcze długo zastanawiać się, czy naprawdę tak wiele może dziać się w zwykłej codzienności, gdy otworzymy na nią szerzej oczy?

 

Zbiór opowiadań grozy „Opowiem ci mroczną historię” to tajemnicza furtka, po której otwarciu już nie ma odwrotu. Trzeba „wziąć to na klatę” i ze zdławionym gardłem czytać kolejne odsłony mrocznych opowieści.  Strzygi? Demony? Nocne mary? Tego się spodziewacie? Ta druga strona życia zawsze wywołuje niepokój, to jasne. Ale wiecie co? Nie zawsze to, co najstraszniejsze, wiąże się z zaświatami.  Bywa też tak, że tu i teraz ludzie potrafią zgotować sobie całkiem mroczne historie. Czy tego chcą? Niejednokrotnie nie, ale ciąg zdarzeń, przypadki i ślepy los potrafią nieźle zagmatwać życie. Stąd tak wiele różnych historii, które wywołują ciarki.

 

Dziewięć zupełnie różnych opowiadań, a każde z nich ma to coś, co zastanawia. Biorąc je pod recenzencką lupę, widzę cały wachlarz rozterek, emocji, niewiadomych. „Ostatni telefon” zaczyna się tak niewinnie. Dziennikarz prowadzi swą cykliczną audycję i wcale nie myśli o telefonach od słuchaczy, bo słyszał już przecież niejedno. Poza tym, lada moment wyjeżdża na wakacje z ukochaną, więc tylko ta jedna audycja i chillout! Tymczasem zadzwoniła Anna. Taka zwyczajna Anna. Powiedziała jednak takie słowa, że nic już nie będzie takie jak dotąd. Andrzej wkroczy na drogę bez wyjścia, bo jak pomóc komuś, gdy jest się po drugiej stronie słuchawki? Depresja ostrzy pazur na ludzką świadomość, a wyrzuty sumienia nie dają spokojnie zasnąć. Zresztą, co to za sen, skoro wciąż ma się nocne koszmary? Wewnętrzny głos podpowiada obranie dalszej drogi, ale czy będzie właściwa?

 

„Dwie dychy na gwiazdkę” to opowiadanie z bezimiennym bohaterem, który przypadkowo spotyka dziewczynę na dworcu kolejowym. Dziewczyna ma dla niego ofertę: dwie dychy, które mogą zmienić wszystko. Tylko czym jest wszystko? Los stawia go przed próbą silnej woli. Ile można postawić na jedną kartę? Uzależnienie od hazardu to nie tylko nośne psychologiczne hasło. To zwyczajne życie, które jest tuż obok nas. A może nie tylko obok? Otwarte zakończenie daje pole do popisu czytelniczej wyobraźni.

 

Spójrz mi w oczy. Jakże często tak mówimy. Po przeczytaniu „Retrowizji” zastanowimy się dwa razy. Tu spojrzenie w oczy ma inny wymiar. Ile chcemy ukryć przed światem? Miras i Ewa Markowska coś o tym wiedzą.

 

W takim razie może „Spójrz na to z drugiej strony”? Czemu nie, przecież wszystko zależy od perspektywy. Natkniecie się na nią w wyrazistym wydaniu. Jaka jest natura psychopaty? Po co się nad zastanawiać? Psychopata, to psychopata! A jednak. Czy wiecie, że psychopatę może karmić rutyną? To opowiadanie ma głęboki wymiar psychologiczny i uświadamia, że psychopata może być zupełnie blisko, a pozory mylą. Historia Magdy i Krzyśka Załuskich to sygnał alarmowy dla małżeństw, które zbyt rzadko rozmawiają o swoich rozterkach, bo żyją w rutynie codzienności. Widzą tylko wady, zamiast zauważać zalety, a ktoś z boku próbuje to wykorzystać. Druga strona nabiera tu innych znaczeń, a herbaciane róże już nigdy nie będą obojętne czytelnikom.

 

„Opowiem ci mroczną historię”. Tytułowe opowiadanie zbioru. Głównym bohaterem jest Łukasz, dziennikarz miesięcznika „Twoje Medium”. A może jednak Adolf Krawczyk, mieszkaniec domu spokojnej starości „Irys” w Rykowie Górnym? To on przedstawia niebywałą historię, która przydarzyła mu się przed laty.  Mrok i tajemnica unoszą się nad kolejnymi stronami. Ekspresja w przedstawianiu kolejnych scen wbija czytelnika w fotel. Postać Zbyszka Matlaka nosi w sobie mnóstwo emocji, które odbijają się na wielu ludziach. To głos rozsądku, by zadbać o własne życie i nie zmarnować go, gdy każdego dnia przecieka nam przez palce.

 

„Kryzys wieku średniego”. Najkrótsze opowiadanie w cyklu, a wywołuje niemałe przerażenie. Wniknięcie w czyjś sen bywa realne i już sam ten fakt wywołuje ciarki. Somnambulizm jest tajemniczą przypadłością i może prowadzić do nieprzewidzianych zdarzeń.

 

Sumienie w roli głównej pojawia się w opowiadaniu „Rowerzysta”. Sędzia Jacek Horodecki, przypadkiem widzi, jak rowerzysta ląduje w rowie. Czy to na pewno przypadek? Refleksje przychodzą zbyt późno. Nie sposób pojąć, jak niewinne zachowania w ruchu drogowym mogą wpłynąć na życie wielu ludzi. Czy sumienie podpowie rozwiązanie?

 

„Nika”. To opowiadanie mogłabym opisywać bez końca. Nie chcę jednak psuć czytelniczej satysfakcji, bo „Nika” to preludium do powieści „Jedna krew”. Motyw wampiryczny to jedno, a drugie to fakty historyczne. Autor nawiązuje do akcji H-T, podczas której szereg ludzi z powiatów hrubieszowskiego i tomaszowskiego zostało przesiedlonych w Bieszczady. Wierzenia ludowe i groza, wynikająca z wiary w wampiry, miesza się tu z bezsilnością i trwogą po odebraniu żyznych ziem i dotychczasowego dobytku. Jak wiele może znieść człowiek po systemowej traumie?

 

A na koniec – „Pierwsza z kolei”. Podróże koleją to ciekawe doświadczenie. Poznajemy nowych ludzi, gawędzimy z nimi, a czasem wchodzimy w bliższe relacje. „Pierwsza z kolei” to rzecz o obsesji i wyolbrzymionych emocjach, które mogą towarzyszyć każdemu napotkanemu człowiekowi. Szymon i Hania. Przypadkowi współpasażerowie w przedziale pociągu. Każde z nich ma swoje życie, plany, marzenia. Pojawia się jednak irytacja, która osiąga granice wytrzymałości, a w konsekwencji prowadzi do dramatu. Nie do uwierzenia, co wydarzyło się w tym pociągu. Brawo dla Autora za tak doskonałe zbudowanie napięcia. Czapki z głów!

 

Groza to domena Stefana Dardy. Nie bądźmy jednak schematyczni, bo groza w dardowskim wydaniu to przede wszystkim gra na emocjach, wniknięcie w ludzką psychikę i analiza niecodziennych zachowań. To nie tylko nieuzasadniony strach przed demonami czy duszami zmarłych, ale również podświadomy lęk przed tym, co może kryć się w zakamarkach psychiki. Czytelnik chciałby pokusić się o ocenę bohaterów, ale bilans zwykle wychodzi na zero, bo ten „zły” nie do końca jest taki zły, a ten „dobry” miewa wiele za uszami. Życie bywa nieprzewidywalne.

 

Opowiadania w tym zbiorze są różne, ale mają wspólny mianownik: dotykają głębi psychiki ludzkiej i grają na emocjach w wyjątkowy sposób. Narracja prowadzona w gawędziarskim stylu doskonale buduje napięcie. Niech nie zmyli Was brak pośpiechu i mnóstwo przemyśleń bohatera, bo właśnie w tym tkwi klucz do prawdziwych chwil grozy i niepokoju czającego się tuż za plecami. Akcja toczy się naturalnym rytmem, a portrety postaci zbudowane są na tyle sugestywnie, że czytelnik mimowolnie stoi tuż obok nich. Sztuką jest wplatanie życiowych obserwacji w fabułę z pogranicza fantastyki i nadawanie jej znaczenie, które samoczynnie trafia do czytelnika, zmusza go do myślenia, nie pozwala o sobie zapomnieć, zmienia go. Autor żongluje napięciem jak wytrawny kuglarz.

 

Macie odwagę wejść do tego świata, w którym zmienia się wyobrażenie o strachu? Darda potrafi poddać czytelnika mieszanym uczuciom, między którymi jest absolutna równowaga. Strach nie ma tu wielkich oczu, ale przeraża psychologicznym wymiarem. Odkrywanie głębi, która skrywa się pod zasłoną liter, jest wkroczeniem na drogę tajemnicy. Świat Dardy, wcześniej czy później, w końcu wchodzi do naszej codzienności. Wyzbywa z obojętności, wszechobecnej sztampy i zaraźliwego braku myślenia. Warto wejść w klimat, który zmienia dotychczasowe wyobrażenia. Tylko uważaj! Dardyzm wciąga! Kto nie posmakuje, ten nie zrozumie.

 

Aneta Kwaśniewska, Książki w eterze

Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 336
ISBN: 978-83-8382-080-4
Premiera: 27 listopada 2024

Stefan Darda „Zabij mnie, tato” Czarna Owca

Krzyk bezsilności wobec dewiacji.

 

Nie potrzeba metafizyki i szalonej wyobraźni literackiej, by przerażać fabułą, bo realne życie przynosi znacznie więcej grozy, niż fantastyka.

 

Mistrz horroru w nowej przerażająco realistycznej odsłonie. Faktycznie, nie ma tu wampirów, duchów czy istot z pogranicza światów, jest za to bestia. W ludzkiej skórze. Ale po kolei…

 

Mały Ryków w pobliżu Miasta Wojewódzkiego, gdzieś w Polsce, bliżej nie wiadomo gdzie, bo opisane wydarzenia mogły mieć miejsce praktycznie wszędzie. W Rykowie mieszka rodzina Szykowiaków, zwyczajna, żyjąca z dnia na dzień, ciesząca się z drobiazgów i zmagająca z prozaicznymi problemami. Dramat, który ja dotyka, jest niewyobrażalny i pociąga za sobą bolesne skutki. Dwie córki Kamila i Izy znikają w tajemniczych okolicznościach. Kto za tym stoi? Dlaczego tak trudno odnaleźć jakikolwiek ślad? W śledztwo angażuje się Zdzisław Mokryna, emerytowany policjant, który szuka w Rykowie bezpiecznej przystani i spokoju, przyjaciel rodziny Szykowiaków. Odkrywając kolejne zagadkowe punkty zniknięcia dziewczynek szuka sprawiedliwości na własną rękę, a ta świerzbi go do jej wymierzenia na oprawcy.

 

Realizm wydarzeń oddany jest w tak zaangażowany i emocjonalny sposób, że głos głównego bohatera ostatecznie staje się wyrazem buntu przeciw błędom systemowym. Po lekturze chce się krzyknąć: „nie!” i przyłączyć do tego buntu.

 

Książka bezlitośnie obnaża nielogiczność polskiego ustawodawstwa i sądownictwa, luki w prawie, nieudolność organów ścigania spowodowana dławieniem umiejętności funkcjonariuszy rygorystycznymi procedurami niesprzyjającymi ofiarom oraz ugruntowanie psychicznych dewiacji skazanych, którzy przed czasem opuszczają mury zakładów karnych, co zwykle kończy się kolejnym dramatem. Dreszcz przerażenia przechodzi po plecach…

 

Wielowymiarowość powieści mogę porównać do podróży psychicznym rollercoasterem – rozedrgane emocje towarzyszące bohaterom w pełni udzielają się czytelnikowi. Wyrzuty sumienia, bezsilność, psychika ludzka wystawiona na poważną próbę, przez którą nie każdy jest w stanie przejść, wspomnienia z przeszłości wpływające na postrzeganie świata i ta okrutna powtarzalność, jakby miało miejsce specyficzne dziedziczenie cierpienia. Bezsilność jednostki wobec ogromu bólu jest dramatyczna.

 

Autor podkreśla też obecność tzw. lokalnego społeczeństwa, które stoi z boku wydarzeń, bo ich to nie dotyczy. Chwilowa empatia, wyrażona zwykle krótką wymianą zdań i westchnień, znika równie szybko, jak się pojawiła. Jest podobna do ulotnych newsów, które przewijają się w programach informacyjnych i nie warto zbyt długo się nad nimi pochylać, bo zło, owszem, gdzieś tam jest, ale nie u nas, nie tutaj, daleko. Jakże to złudne…

 

Długo mogę pisać o stylu Dardy, spójnej i nieprzewidywalnej fabule oraz umiejętnym stopniowaniu napięcia, które w finale doprowadza do eksplozji wulkanu nagromadzonych emocji. Wchodząc do świata wykreowanego przez tego Autora, podejmuje się pewne ryzyko, bo można się w nim zatracić, zapomnieć o codzienności i do ostatniej strony tkwić w tym niezwykłym uzależnieniu. Osiągnięty efekt jest tradycyjnie celujący, więc nie ma większego znaczenia czy to horror, thriller, czy kryminał, bo fenomen Dardy pozostaje niezmienny.

 

„Zabij mnie, tato” na długo pozostaje gdzieś z tyłu głowy, trudno się otrząsnąć i powrócić do codzienności. Lektura tej książki odblokowuje ostrzegawcze światełko w umyśle, a oczy i uszy są otwarte nieco szerzej niż dotąd.

 

To doskonałe w formie studium ludzkiej bezsilności wobec dewiacji i stanowczy wyraz buntu wobec niedociągnięć systemowych. Chapeau bas! Cóż mogę dodać, to nie perełka, a raczej diament na księgarskich półkach. Stanowczo stawiam wśród ulubionych, a Wam gorąco polecam!

Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 432
ISBN: 978-83-8252-925-8
Premiera: 28 lutego 2024

Stefan Darda „Nie zawiedź mnie, tato” Czarna Owca

Jak trzeba było widzieć, byłeś ślepy.

 

Mały Ryków w centralnej Polsce i ciąg tragicznych zdarzeń, które miały tam miejsce, pozostawiły trwały ślad w Zdzisławie Mokrynie, emerytowanym funkcjonariuszu Biura Spraw Wewnętrznych. Przeprowadzka w Bieszczady to pierwszy krok do osiągnięcia wewnętrznej równowagi. Dom po Sokalskiej, na który natrafił w Nowej Żernicy, jest idealny do zapuszczenia korzeni w nowym miejscu. Kupił go od ekscentrycznego malarza Eugeniusza Marii Nowakowskiego za naprawdę niewielkie pieniądze. Teraz problemem mogą być zasypane drogi albo brak zasięgu telefonii komórkowej, co przy poprzednich kłopotach wydaje się być pestką.

 

Los jednak chciał inaczej. „Mokry” otrzymuje wiadomość z Czemian na Podlasiu, gdzie mieszka jego wujenka Emilia. Zlepek niejasnego przekazu wskazuje, że wujenka zmarła, a to oznacza jedno: pilny powrót do Czemian. To początek perypetii bohatera, bo wszystko wskazuje na to, że wujenka nie zmarła naturalną śmiercią i, co gorsze, Zdzisław jest podejrzany o związek z tym zabójstwem.

 

„Czasem długi zaciągnięte w jednym miejscu spłaca się zupełnie gdzie indziej i komuś całkiem innemu.”

 

Czemiany nad Wydrą to szereg wspomnień z młodzieńczych lat. Retrospekcje przychodzą nieproszone, a senne wizje dają wyraźne znaki. Spotkanie starych przyjaciół: Olgi „Olo” Jastrzębskiej i Piotra „Lasso” Lasoty okazuje się brzemienne w skutki. Mokryna chyba długo zabawi na Podlasiu, bo nieformalne śledztwo  w sprawie wstrząsających zdarzeń w miasteczku gmatwa się coraz bardziej. Ambiwalentne emocje i uczucia wezmą górę nad rozsądkiem, a chęć dotarcia do prawdy przyćmi wewnętrzny głos szepczący, by trzymać się z daleka od kolejnych kłopotów.

 

„Szkoda, że wtedy, jak trzeba było widzieć, byłeś ślepy jak pień.”

 

„Jak trzeba było widzieć, byłeś ślepy”. Miej oczy szeroko otwarte, bo w codzienności i drobnych zdarzeniach może się kryć znacznie więcej, niż przewidywalność i proza życia. Nie zawsze to, co w ocenie innych jest oczywiste, naprawdę takim było. Czasem wystarczy się pochylić po nic nieznaczący drobiazg, który może zmienić dalsze życie wielu osób.

 

Wyrzuty sumienia, wahanie, niepewność, chęć naprawienia zła, tkwienie w wyidealizowanym obrazie własnej przeszłości i starcie z brutalną rzeczywistością. Przemyślenia, emocje, niespieszne tempo akcji, pierwszoosobowa narracja. Do tego siedem epilogów rozpoczynających (tak, rozpoczynających, nie pomyliłam się!) kolejne odsłony historii, opowiedzianych z perspektywy trzecioosobowej, gdzie poznajemy postać emerytowanego nauczyciela Adama „Wieszcza” Mackiewicza, którego rola w sprawie jest nieodgadniona.

 

„Słowa ulatują, a uwięzione w wyrazach litery zostają.”

 

To kolejny po „Zabij mnie, tato” thriller kryminalno-psychologiczny ze Zdzisławem Mokryną w roli głównej. Pojawia się pytanie, czy można te książki czytać odrębnie, bez zachowania ciągłości? Zapewne można, ale polecam zachować chronologię, choćby z uwagi na samego „Mokrego”, którego rys psychologiczny ewoluuje pod wpływem zdarzeń w jego otoczeniu. Nie sposób w pełni zrozumieć jego przemyśleń w Nowej Żernicy tuż po przeprowadzce, czy niecodziennych zainteresowań małego Kazika Porabczuka, gdy nie wie się, co wydarzyło się w Rykowie.  

 

Stefan Darda w absolutnie doskonałej formie! Niech nie zmyli Was brak pośpiechu i mnóstwo przemyśleń bohatera, bo właśnie w tym tkwi klucz do prawdziwych chwil grozy i niepokoju czającego się tuż za plecami. Niezdecydowanie bohatera, zarówno w drobnych, jak też w całkiem ważnych sprawach, stanowi tu o jego naturalności, bliskości i autentyczności. Tak łatwo wejść w jego skórę lub stać tuż obok. Stefan po raz kolejny udowadnia swój kunszt w przekonującym budowaniu portretu postaci.

 

Zakończenie tej części „Nie zawiedź mnie, tato” pozostawia czytelnika ze słowami: „ale, jak to?”, pustką i oczekiwaniem na więcej. Zagadka, zagadka, zagadka… I nauka cierpliwości. Cały Darda! Cóż, niezmiennie uważam, że można w ciemno sięgać po kolejne historie spod pióra Stefana. To gwarancja doskonale spędzonego czasu, wejścia w intrygującą opowieść, wielu życiowych, przydatnych przemyśleń i niepodrabialnych emocji. Krótko mówiąc, dardyzm wciąga!

 

Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 448
ISBN: 978-83-8252-047-7
Premiera: 15 maja 2024

Stefan Darda „Przebudzenie zmarłego czasu. Druga gemma” Videograf

przebudzenie-zmarlego-czasu-tom-2-druga-gemm

Patronat medialny

 

„Nie szukaj, zostaw.”

 

Gdy dwie gemmy – ta dobra i ta zła, zaczynają niebezpiecznie rządzić ludzkim umysłem, zaczyna się walka. Jakby dwa wilki dochodziły do głosu wewnątrz duszy. Tylko od nas zależy, którego dopuścimy do głosu. Niebywałe, co może się stać, gdy zechcemy je połączyć w jedno. Pokusa jest jednak wielka. Tak wielka, że nie sposób zasnąć. Przecież tyle mogłoby się zmienić. Życie stałoby się prostsze. Albo…

 

Gemma przemyska i jej bliźniacza siostra. Ta dobra, bo znana, z heliotropu, umieszczona w blasku muzealnych świateł i ta mroczna, z chalcedonu, o którą trzeba powalczyć, ale kusi niczym zakazany owoc. Jakub Domaradzki boi się, że połączenie dwóch części gemmy może na zawsze zmienić jego życie, wywołać niepokój i zaprosić mroczne cienie towarzyszące codzienności, ale czy ma coś do stracenia? Przecież teraz też żyje w ciągłej niepewności, bo chciałby wreszcie poznać tajemnicę śmierci wuja Olgierda, a może nawet ułożyć sobie życie. To trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Czy trzeba większej odwagi i determinacji? A może wszystko jest kwestią stanowczości?

 

„Teraz miałem tylko się wylizać z obrażeń i pomyśleć o dalszym życiu. Najchętniej o takim, w którym nie będę się musiał z nikim bić ani spotykać bardziej lub mniej fizycznie obecnych nieboszczyków.”

 

Jakub Domaradzki wciąż szuka, choć wie, że nie powinien. Jak oprzeć się pokusie, skoro tak niewiele brakuje, żeby zmienić losy bliskich? Druga gemma jest jak talizman, w którym pokłada wielkie nadzieje. To ona może wpłynąć na bieg wydarzeń, które już miały miejsce. To ona wywołuje chęć podejmowania demiurgicznych decyzji. Czy właśnie ona stanie się punktem zapalnym dla braku pokory wobec losu?

 

Kiedy pragnie się cofnąć czas, aby bliscy zyskali dzięki temu zdrowie, nic nie jest ważne. Nie dziwi, że Jakub Domaradzki szuka i nie zamierza zostawić. Wiele musi przejść, ale nie ma wątpliwości, że warto walczyć. To nie tak, że się nie waha, i owszem. Jest jednak jakiś wewnętrzny zapalnik, który wciąż popycha do działania i każe iść do przodu, wytrwale ściskając w dłoni skarb, jakich nie ma zbyt wiele na tym świecie. Czy gemma nauczy go pokory? A może już na zawsze pozbawi skrupułów?

 

Ciąg przypadków i niepokojących zdarzeń wywołuje strach, który otępia umysł. Błędne decyzje już na zawsze wycisną piętno na wewnętrznym spokoju Jakuba. Chęć zemsty sprowokuje do czynów, które nie są wskazane dla recydywisty. A miłość, lub cieplejsze uczucia względem kobiety, postawią szereg niewiadomych na przyszłej drodze.

 

„Jeśli z jakiegoś miejsca na ziemi widać było świat, do którego wszyscy zmierzamy, to właśnie stąd.”

 

Ech, Stefan… Przecież wiesz, że treści wypływające spod Twego pióra na zawsze zostają mi w głowie. I znów tkwię w dardyzmie, który będzie mi towarzyszył. I bardzo dobrze! Niebywałe, jak wiele tu kolejnych myśli, które nie pozwalają zwyczajnie żyć, dopóki się wszystkiego nie poukłada. Jeśli nie wiecie, o czym mówię, to zachęcam do sięgnięcia po książki Stefana. Nieważne, gdzie toczy się ich akcja, kto jest główną postacią, jaka jest pora roku w fabule. Uniwersalizm przekazu jest ten sam – czytelnik wchodzi w świat przedstawiony przez autora, wrażliwość wystawiona jest na wielką próbę, a codzienność na pewno nie będzie już taka sama. To sztuka godna mistrza! Po raz kolejny przekonuję się o Twoim talencie i będę się dzielić tą wiedzą z innymi. Bo współczesny świat potrzebuje zatrzymania, oddechu, zastanowienia i tej chwili, kiedy trzeba dokonać wyboru: pędzę przed siebie i nie oglądam się na innych lub szukam i nie zamierzam zostawiać.

 

Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 320
ISBN: 978-83-7835-820-6
Premiera: 25 października 2022

 

Z dumą patronuję tej powieści! Stefan, dziękuję za zaufanie!

Stefan Darda „Jedna krew” Videograf

763770-352x500

Patronat medialny

 

Zainfekowanie pustką.

 

Ponoć czasem lepiej nie wiedzieć za dużo. Klątwa jednej krwi jest jednak taka, że będziesz szukać, aż znajdziesz. Zakażenie polega nie tylko na zatruciu krwi. To również zainfekowanie pustką, która wyzwala nieludzkie instynkty. Stąd już blisko do degeneracji uczuć, a bez uczuć nie ma nic.

 

Wieńczysław Pskit miał zaledwie 11 lat, gdy doszło do dramatycznych wydarzeń w położonej w sercu Bieszczad wsi Nowa Żernica. Nie tak miała wyglądać przyszłość jego ukochanej ciotecznej siostry Niki.  Był rok 1984. Te zdarzenia na trwałe zapisały się w głowie Wieńczyka. Już nigdy nie będzie niewinnym chłopcem. Nie zazna spokoju w dorosłym życiu. Klątwa jednej krwi będzie mu towarzyszyć nieustannie i prowadzić na drogi, których sam pewnie by nie wybrał.

 

Pogański zwyczaj, znany sprzed wielu lat, gdy ludzie z ziemi tomaszowskiej i hrubieszowskiej zostali przesiedleni na nieurodzajne bieszczadzkie ziemie w ramach akcji H-T, nie zaginął. Klątwa jednej krwi nadal krąży wśród tamtejszych mieszkańców. Czy Wieńczysław Pskit będzie tym, który da kres przerażającej tradycji? Nawet jeśli sądził, że nigdy więcej nie usłyszy o „jednej krwi”, która burzy się w żyłach po śmierci i każe szukać wiecznego ukojenia, to jeszcze nie wie, że jest w pułapce własnej obsesji. Jest rok 2011, kiedy Wieńczyk wraca do Nowej Żernicy, by zmierzyć się z przeznaczeniem. Właśnie tam otwiera symboliczne pudełko z zamierzchłymi sekretami. Zaczyna się walka o życie. A może o śmierć?

 

„Być może dopiero stojąc u progu śmierci, potrafimy docenić swoje nawet najbardziej mdłe i nieciekawe życie”.

 

Stefan Darda znowu intryguje. Podjął trudny, bo nie do końca poznany, temat z zakresu demonologii. Skąd biorą się wampiry, strzygi, demony? Według różnych wierzeń źródła pochodzenia mogą być wszelakie. Jednokrwistość. Syn z ojca, bliskie relacje, związki między ludźmi połączonymi krwią i owoce takich związków. A może to zło, które opanowało świat? Może zła energia krążąca między ludźmi? Kto wie? Brak zrozumienia, pustka, zamknięcie w sobie, a nade wszystko trwanie latami w sekretach i domniemaniach, które prowadzą do degeneracji uczuć. A bez uczuć nie ma nic. Pielęgnowanie w sobie zła może zmieniać psychikę. Pozory i sztuczna powłoka nie gwarantują szczęścia. Uprzedzenia zaś, mają wielką moc.

 

W moim odczuciu to nie tylko książka grozy, czy książka wampiryczna, ale przed wszystkim psychologiczna. Śledząc rozterki bohatera jesteśmy obserwatorami wielu faz jego przemiany, a ostatecznie i tak jest zaskoczenie, bo chyba nikt nie jest w stanie do końca zgłębić ludzkiej psychiki i mechanizmów jej działania. Stefan Darda subtelnie to podkreśla. W efekcie mamy kolejną świetną powieść spod wytrawnego pióra i niezmiennie, my czytelnicy, jesteśmy poddawani huśtawce przeżyć, nastrojów, emocji.

 

Na koniec jeszcze jedna subiektywna refleksja. Otóż, nie wiem jaki mechanizm rządzi czytelniczym wyobrażeniom, ale czytając kolejne książki Stefana Dardy, samoczynnie w roli głównego bohatera wyobrażałam sobie właśnie samego pisarza. Może przez doskonałą narrację pierwszoosobową? Tutaj mój plan runął, bo fragment z kluczem żurawi postawił pana Stefana w roli samego siebie. Genialny zabieg! A do tego Orkiestra Świętego Mikołaja, jakże osobista dla Autora.

 

Lektura „Jednej krwi” pochłonęła mnie całkowicie. Plastycznie oddane bieszczadzkie zakątki zachęcają do podróży w tamte strony, z tym że odtąd te podróże nie będą już takie same. Bo trudno będzie chodzić szlakiem do Chatki Puchatka, czy wspinać się na Smerek, bez wspomnienia zdarzeń z tej powieści. Trudno będzie nie poruszać swej wyobraźni, gdy będzie się przejeżdżało przez Lutowiska. Podobnie jak wcześniej było z Guciowem, Roztoczem, Pojezierzem Łęczyńsko-Włodawskim czy Przemyślem. Za ten realizm i sugestywność przekazu ogromnie dziękuję Autorowi. Ech, krótko mówiąc, znów dopadł mnie dardyzm. I to cudowny stan. Polecam również Wam! Kto nie posmakuje, ten nie zrozumie.

 

Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 416
ISBN: 978-83-7835-741-4
Premiera: 9 czerwca 2020

 

Za zaufanie, propozycję patronatu i wytypowanie mnie do napisania recenzji przedpremierowej gorąco dziękuję Stefanowi Dardzie.

 

Podziękowania dla

videograf

« Starsze wpisy