Tag Stefan Darda

Stefan Darda „Przebudzenie zmarłego czasu. Druga gemma” Videograf

przebudzenie-zmarlego-czasu-tom-2-druga-gemm

Patronat medialny

 

„Nie szukaj, zostaw.”

 

Gdy dwie gemmy – ta dobra i ta zła, zaczynają niebezpiecznie rządzić ludzkim umysłem, zaczyna się walka. Jakby dwa wilki dochodziły do głosu wewnątrz duszy. Tylko od nas zależy, którego dopuścimy do głosu. Niebywałe, co może się stać, gdy zechcemy je połączyć w jedno. Pokusa jest jednak wielka. Tak wielka, że nie sposób zasnąć. Przecież tyle mogłoby się zmienić. Życie stałoby się prostsze. Albo…

 

Gemma przemyska i jej bliźniacza siostra. Ta dobra, bo znana, z heliotropu, umieszczona w blasku muzealnych świateł i ta mroczna, z chalcedonu, o którą trzeba powalczyć, ale kusi niczym zakazany owoc. Jakub Domaradzki boi się, że połączenie dwóch części gemmy może na zawsze zmienić jego życie, wywołać niepokój i zaprosić mroczne cienie towarzyszące codzienności, ale czy ma coś do stracenia? Przecież teraz też żyje w ciągłej niepewności, bo chciałby wreszcie poznać tajemnicę śmierci wuja Olgierda, a może nawet ułożyć sobie życie. To trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Czy trzeba większej odwagi i determinacji? A może wszystko jest kwestią stanowczości?

 

„Teraz miałem tylko się wylizać z obrażeń i pomyśleć o dalszym życiu. Najchętniej o takim, w którym nie będę się musiał z nikim bić ani spotykać bardziej lub mniej fizycznie obecnych nieboszczyków.”

 

Jakub Domaradzki wciąż szuka, choć wie, że nie powinien. Jak oprzeć się pokusie, skoro tak niewiele brakuje, żeby zmienić losy bliskich? Druga gemma jest jak talizman, w którym pokłada wielkie nadzieje. To ona może wpłynąć na bieg wydarzeń, które już miały miejsce. To ona wywołuje chęć podejmowania demiurgicznych decyzji. Czy właśnie ona stanie się punktem zapalnym dla braku pokory wobec losu?

 

Kiedy pragnie się cofnąć czas, aby bliscy zyskali dzięki temu zdrowie, nic nie jest ważne. Nie dziwi, że Jakub Domaradzki szuka i nie zamierza zostawić. Wiele musi przejść, ale nie ma wątpliwości, że warto walczyć. To nie tak, że się nie waha, i owszem. Jest jednak jakiś wewnętrzny zapalnik, który wciąż popycha do działania i każe iść do przodu, wytrwale ściskając w dłoni skarb, jakich nie ma zbyt wiele na tym świecie. Czy gemma nauczy go pokory? A może już na zawsze pozbawi skrupułów?

 

Ciąg przypadków i niepokojących zdarzeń wywołuje strach, który otępia umysł. Błędne decyzje już na zawsze wycisną piętno na wewnętrznym spokoju Jakuba. Chęć zemsty sprowokuje do czynów, które nie są wskazane dla recydywisty. A miłość, lub cieplejsze uczucia względem kobiety, postawią szereg niewiadomych na przyszłej drodze.

 

„Jeśli z jakiegoś miejsca na ziemi widać było świat, do którego wszyscy zmierzamy, to właśnie stąd.”

 

Ech, Stefan… Przecież wiesz, że treści wypływające spod Twego pióra na zawsze zostają mi w głowie. I znów tkwię w dardyzmie, który będzie mi towarzyszył. I bardzo dobrze! Niebywałe, jak wiele tu kolejnych myśli, które nie pozwalają zwyczajnie żyć, dopóki się wszystkiego nie poukłada. Jeśli nie wiecie, o czym mówię, to zachęcam do sięgnięcia po książki Stefana. Nieważne, gdzie toczy się ich akcja, kto jest główną postacią, jaka jest pora roku w fabule. Uniwersalizm przekazu jest ten sam – czytelnik wchodzi w świat przedstawiony przez autora, wrażliwość wystawiona jest na wielką próbę, a codzienność na pewno nie będzie już taka sama. To sztuka godna mistrza! Po raz kolejny przekonuję się o Twoim talencie i będę się dzielić tą wiedzą z innymi. Bo współczesny świat potrzebuje zatrzymania, oddechu, zastanowienia i tej chwili, kiedy trzeba dokonać wyboru: pędzę przed siebie i nie oglądam się na innych lub szukam i nie zamierzam zostawiać.

 

Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 320
ISBN: 978-83-7835-820-6
Premiera: 25 października 2022

 

Z dumą patronuję tej powieści! Stefan, dziękuję za zaufanie!

Magdalena Witkiewicz, Stefan Darda „Cymanowski Chłód” Filia

cymanowski-chlod

A co, gdy śnieg stopnieje?

 

Przychodzi, zanim zima rozgości się na dobre. Zamraża wszystkie tajemnice – te skrzętnie ukrywane przez lata i te całkiem nowe. Zasypuje je grubą warstwą śniegu. Niepokoi. Zadaje pytania i trafia do sumień ludzkich. Cymanowski Chłód. Czy warto skrywać sekrety?

 

„Śnieg zasypie, nikt się nie dowie”. A co, gdy przyjdzie wiosna i odkryje różne „kwiatki”? Zanim przyjdzie, jest Chłód. Jakże znajomy, uspokajający i niepokojący zarazem. Tuż przed prawdziwą zimą jest taki czas w Cymanach, że świat zatacza koło. Nieodkryte tajemnice chłodno przypominają o swoim istnieniu. U jednych rodzi się pragnienie zemsty, u innych czas na nowe życie. Czy będzie możliwe, gdy Chłód przeminie?

 

Zakończenie „Cymanowskiego Młyna” wróżyło ciąg dalszy z gatunku „i żyli długo i szczęśliwie”. Oto Monika i Maciej Kaczmarkowie na nowo odnaleźli siebie, Jerzy Zawiślak oświadczył się Annie, a nad pensjonatem zaświeciło piękne słońce. Tak było wtedy, a teraz jest listopad i przyszedł Cymanowski Chłód. Śnieg i przenikliwe zimno to tylko otoczka, pod którą kryją się sekrety, te świeże i te sprzed lat. Pomarliskie Błeto groźnie przypomina o swym istnieniu, a Cymany znowu pokrywają się niepokojem. A może śnieg zasypie i nikt się nie dowie? Może. Ha! Tylko ten śnieg kiedyś w końcu stopnieje i odkryje to, co miało być nieodkryte. Świat zmarłych jest cierpliwy. Bardzo cierpliwy. Bo ma czas. W przeciwieństwie do świata żywych, wciąż tkwiących w niepokoju, niepewności i strachu.

 

Tajemnice, demony minionego, świat niepogrzebanych zmarłych, dawne urazy, pragnienie zemsty i zemsta nieplanowana, przypadkowa – to tylko niektóre wątki tej powieści. Niespiesznie, ale przemyślanie dzieją się tu rzeczy. Nie każdy z bohaterów przewiduje konsekwencje swoich czynów, ale właśnie to jest przejmujące i dodające fabule rumieńców. Są koty, są chińskie laleczki patrzące na uczestników wydarzeń, jest niezwykły poród i dramatyczna śmierć. Nie brakuje gangsterskich porachunków i przypadków, które szukają wytłumaczenia. Może pora wyhamować zło rządzące niby prozaiczną i spokojną cymańską codziennością? Znajdziecie tu elementy metafizyczne, które ściśle wiążą świat realny z tym nadprzyrodzonym. A do tego cudowne kaszubskie tło. Oboje autorzy odsłaniają nieco inną literacką twarz. Może Magdzie udzielił się styl Stefana, a Stefan nieco uszczknął z Magdy? Ja to kupuję. Po prostu.

 

Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 352
ISBN: 978-83-8195-245-3
Premiera: 30 września 2020

 

Za egzemplarz recenzencki oraz wyjątkowe prezenty gorąco dziękuję Magdzie Witkiewicz i Stefanowi Dardzie.

DSC00103

Stefan Darda „Jedna krew” Videograf

763770-352x500

Patronat medialny

 

Zainfekowanie pustką.

 

Ponoć czasem lepiej nie wiedzieć za dużo. Klątwa jednej krwi jest jednak taka, że będziesz szukać, aż znajdziesz. Zakażenie polega nie tylko na zatruciu krwi. To również zainfekowanie pustką, która wyzwala nieludzkie instynkty. Stąd już blisko do degeneracji uczuć, a bez uczuć nie ma nic.

 

Wieńczysław Pskit miał zaledwie 11 lat, gdy doszło do dramatycznych wydarzeń w położonej w sercu Bieszczad wsi Nowa Żernica. Nie tak miała wyglądać przyszłość jego ukochanej ciotecznej siostry Niki.  Był rok 1984. Te zdarzenia na trwałe zapisały się w głowie Wieńczyka. Już nigdy nie będzie niewinnym chłopcem. Nie zazna spokoju w dorosłym życiu. Klątwa jednej krwi będzie mu towarzyszyć nieustannie i prowadzić na drogi, których sam pewnie by nie wybrał.

 

Pogański zwyczaj, znany sprzed wielu lat, gdy ludzie z ziemi tomaszowskiej i hrubieszowskiej zostali przesiedleni na nieurodzajne bieszczadzkie ziemie w ramach akcji H-T, nie zaginął. Klątwa jednej krwi nadal krąży wśród tamtejszych mieszkańców. Czy Wieńczysław Pskit będzie tym, który da kres przerażającej tradycji? Nawet jeśli sądził, że nigdy więcej nie usłyszy o „jednej krwi”, która burzy się w żyłach po śmierci i każe szukać wiecznego ukojenia, to jeszcze nie wie, że jest w pułapce własnej obsesji. Jest rok 2011, kiedy Wieńczyk wraca do Nowej Żernicy, by zmierzyć się z przeznaczeniem. Właśnie tam otwiera symboliczne pudełko z zamierzchłymi sekretami. Zaczyna się walka o życie. A może o śmierć?

 

„Być może dopiero stojąc u progu śmierci, potrafimy docenić swoje nawet najbardziej mdłe i nieciekawe życie”.

 

Stefan Darda znowu intryguje. Podjął trudny, bo nie do końca poznany, temat z zakresu demonologii. Skąd biorą się wampiry, strzygi, demony? Według różnych wierzeń źródła pochodzenia mogą być wszelakie. Jednokrwistość. Syn z ojca, bliskie relacje, związki między ludźmi połączonymi krwią i owoce takich związków. A może to zło, które opanowało świat? Może zła energia krążąca między ludźmi? Kto wie? Brak zrozumienia, pustka, zamknięcie w sobie, a nade wszystko trwanie latami w sekretach i domniemaniach, które prowadzą do degeneracji uczuć. A bez uczuć nie ma nic. Pielęgnowanie w sobie zła może zmieniać psychikę. Pozory i sztuczna powłoka nie gwarantują szczęścia. Uprzedzenia zaś, mają wielką moc.

 

W moim odczuciu to nie tylko książka grozy, czy książka wampiryczna, ale przed wszystkim psychologiczna. Śledząc rozterki bohatera jesteśmy obserwatorami wielu faz jego przemiany, a ostatecznie i tak jest zaskoczenie, bo chyba nikt nie jest w stanie do końca zgłębić ludzkiej psychiki i mechanizmów jej działania. Stefan Darda subtelnie to podkreśla. W efekcie mamy kolejną świetną powieść spod wytrawnego pióra i niezmiennie, my czytelnicy, jesteśmy poddawani huśtawce przeżyć, nastrojów, emocji.

 

Na koniec jeszcze jedna subiektywna refleksja. Otóż, nie wiem jaki mechanizm rządzi czytelniczym wyobrażeniom, ale czytając kolejne książki Stefana Dardy, samoczynnie w roli głównego bohatera wyobrażałam sobie właśnie samego pisarza. Może przez doskonałą narrację pierwszoosobową? Tutaj mój plan runął, bo fragment z kluczem żurawi postawił pana Stefana w roli samego siebie. Genialny zabieg! A do tego Orkiestra Świętego Mikołaja, jakże osobista dla Autora.

 

Lektura „Jednej krwi” pochłonęła mnie całkowicie. Plastycznie oddane bieszczadzkie zakątki zachęcają do podróży w tamte strony, z tym że odtąd te podróże nie będą już takie same. Bo trudno będzie chodzić szlakiem do Chatki Puchatka, czy wspinać się na Smerek, bez wspomnienia zdarzeń z tej powieści. Trudno będzie nie poruszać swej wyobraźni, gdy będzie się przejeżdżało przez Lutowiska. Podobnie jak wcześniej było z Guciowem, Roztoczem, Pojezierzem Łęczyńsko-Włodawskim czy Przemyślem. Za ten realizm i sugestywność przekazu ogromnie dziękuję Autorowi. Ech, krótko mówiąc, znów dopadł mnie dardyzm. I to cudowny stan. Polecam również Wam! Kto nie posmakuje, ten nie zrozumie.

 

Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 416
ISBN: 978-83-7835-741-4
Premiera: 9 czerwca 2020

 

Za zaufanie, propozycję patronatu i wytypowanie mnie do napisania recenzji przedpremierowej gorąco dziękuję Stefanowi Dardzie.

 

Podziękowania dla

videograf

Stefan Darda „Nowy dom na wyrębach II” Videograf

nowy dom na wyrębach2d

Przedpremierowo/Patronat medialny

 

Dojrzeć do zrozumienia.

 

Objąć rozumem nieoczywiste… Jakże to trudne zadanie. Trzeba wyobraźni, otwartego umysłu, skłonności do elastycznego traktowania tego, co niejasne, bo nie z tego świata oraz chęci do zgłębiania zdarzeń niezrozumiałych, z pogranicza światów, jawy i snu. Te cechy ma Hubert Kosmala, bohater „Nowego domu na wyrębach II”.

 

Trzecia odsłona cyklu o Wyrębach jest inna niż poprzednie. Dlaczego? Może mniej w niej napięcia, a więcej mistycyzmu, powagi i strachu przed przenikaniem snów do rzeczywistości i odwrotnie, rzeczywistości do snów. Autor stopniuje napięcie, buduje klimat opowieści, nadaje jej nawet melancholijny wymiar po to, by ostatecznie uderzyć zaskoczeniem, konsternacją i niedowierzaniem. Jak to u Dardy, nie wiesz, czego możesz się spodziewać. Po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem w tym gatunku. Pozostaje w głowie, zastanawia, nie pozwala zapomnieć i wciąga w wykreowany przez siebie świat. Czy faktycznie fikcyjny i daleki od rzeczywistości? No właśnie. Oto jest pytanie. W moim odczuciu jest szalenie bliski temu, co tuż obok nas, tylko niekoniecznie chcemy to zauważyć. Są moralne dylematy, pytania bez odpowiedzi i preteksty do zastanowienia. Wszystkie otwarte wątki zostały uporządkowane i wytłumaczone? Tego nie zdradzę, ale pokrótce opowiem na czym rzecz polega w wyczekiwanym przez czytelników powrocie do Wyrębów.

 

Po ostatnich wydarzeniach z Kostrzewa Hubertowi Kosmali trudno otrząsnąć się z wciąż powracających wizji wywołujących uczucie niepokoju. W dodatku, pojawiają się dramatyczne sny, wskazujące na zagrożenie czyhające na bliskich Kosmali. Są tak realne, że sam Hubert ulega ich wpływom i z lękiem wita każdy dzień. Nie jest pewien własnych zachowań, nie ufa sobie, sądząc, że może być manipulowany tajemnymi mocami. Tymczasem, dom Ewy Firlej i jej partnera Mikołaja Soroczyńskiego rośnie w mgnieniu oka. Tempo budowy jest wręcz niepokojące i Kosmala podejrzewa udział sił nadprzyrodzonych w tych pracach. Zaczyna zgłębiać wiedzę o różnych zjawach znanych demonologii ludowej. Czy tam znajdzie rozwiązanie? Hubert czuje, że przychodzi czas na uporządkowanie spraw związanych z Wyrębami i odnalezienie odpowiedzi na nurtujące pytania. Powrót do domu zmarłego Marka Leśniewskiego to początek kolejnych dziwnych zdarzeń. Gdzie jest klucz do rozwiązania zagadki i czy uda się dojrzeć do zrozumienia własnych lęków?

 

O stylu Dardy mogłabym pisać wiele, ale z racji na to, że lubię konkrety, wyrażę się krótko – jest genialny. Potrafi wciągnąć w swój świat i poddać mieszanym uczuciom, między którymi jest absolutna równowaga. Strach nie ma tu wielkich oczu, ale przeraża swą psychologiczną mocą. Zadziwiające, jak wiele o życiu można się nauczyć z niby to literatury grozy. Tu trzeba myśleć i odkrywać, kawałek po kawałku, tę głębię, która skrywa się pod zasłoną liter, by ostatecznie dojrzeć do zrozumienia. Zdecydowanie nie jest to proza, o której łatwo się zapomina. Można dyskutować o fabule, wylewać własne frustracje co do zakończenia, ale ostatecznie zostajemy z myślami o tym, co nas w tej książce spotkało. Tak, nie pomyliłam się, właśnie nas, a nie tylko bohaterów. Bo świat Dardy, wcześniej czy później, w końcu wchodzi w nasz świat i za to cenię tego autora. Wyzbywa z obojętności, wszechobecnej sztampy i zaraźliwego braku myślenia. Drogi Czytelniku, jeśli dotąd nie zetknąłeś się z książkami Stefana Dardy, warto nadrobić zaległości i odważnie wejść w klimat, który zmienia dotychczasowe wyobrażenia. A na koniec, jeszcze raz powtórzę własną sentencję – „dardyzm” wciąga! I za to, panie Stefanie, pięknie dziękuję. Dobra robota!

 

Z przyjemnością patronuję tej powieści 🙂

 

nowy dom na wyrebach 2

Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 304
ISBN: 978-83-7835-637-0
Premiera: 23 października 2018

 

Za możliwość objęcia patronatem medialnym serdecznie dziękuję Autorowi – Stefanowi Dardzie.

Wywiad ze Stefanem Dardą

Foto (S.D.)

 

W oczekiwaniu na drugą część „Nowego domu na wyrębach” zapraszam na wywiad ze Stefanem Dardą.

 

Jest taki literacki stan, w którym wprost uwielbiam przebywać. To „dardyzm”. Kto czytał choć jedną książkę Stefana Dardy, wie o czym mówię. Kto nie czytał, powinien szybko naprawić to czytelnicze niedopatrzenie. Bo Darda wciąga w swój literacki świat i nie pozwala z niego tak do końca wyjść, nawet po skończonej lekturze.

 

Panie Stefanie, to wielka sztuka pisać w taki sposób. Czy pomysły na kolejne książki rodzą się w Pana głowie spontanicznie, czy raczej to długi proces?

 

Chyba każdy pisarz marzy o tym, aby wciągać Czytelników w opowiadane przez siebie historie, więc jest mi ogromnie miło, że Pani zdaniem mi się to udaje.
Co do samego procesu pisania moich książek… cóż, zwykle zaczyna się od jakiegoś spontanicznego pomysłu, coś tam zaczyna się tlić – jakiś wątek, postać, miejsce albo wydarzenie. Wtedy zaczynam to sobie obracać w głowie na różne sposoby, próbując znaleźć słabe i mocne punkty, a także zakładając jakieś niezbyt szczegółowe zręby potencjalnego toku fabuły oraz jej punkt docelowy. Przeważnie trwa to dość długo i kiedy po tym okresie wciąż wydaje mi się, że idea ma w sobie potencjał, podejmuję decyzję o próbie przelania jej na papier. Wtedy to wszystko nabiera bardziej konkretnych kształtów, jednocześnie ewoluując w miarę potrzeby. Próbuję jednocześnie kreować narrację, jak również daję się jej prowadzić. To proces dość specyficzny, trudny do precyzyjnego opisania, przypominający nieco malowanie obrazu,  który sukcesywnie uzupełniany jest o nowe elementy.

 

Rozrastający się „Dom na wyrębach”, tetralogia „Czarny Wygon”, poruszający zbiór opowiadań „Opowiem ci mroczną historię” i wstrząsający „Zabij mnie, tato”. Książki różne, ale ze wspólnym mianownikiem – dotykają głębi psychiki ludzkiej i grają na emocjach w wyjątkowy sposób. Trudno opisać styl, który Pan prezentuje. To trzeba przeżyć. Skąd tak doskonała znajomość czułych strun czytelników?

CzW pakiet.1

 

Sam jestem czytelnikiem, więc piszę takie książki, jakie chciałbym przeczytać. Z pewnością jako autor bardzo wiele zawdzięczam własnej intuicji. Tak naprawdę nigdy nie wiadomo co zrobić, w jaki sposób skonstruować fabułę i jak osadzić w niej bohaterów, aby odbiorca poczuł się usatysfakcjonowany. Może też część pozytywnego odbioru zawdzięczam temu, że nigdy nie staram się przypodchlebiać Czytelnikom. Po prostu mam do przekazania historię, uważam, że powinienem to zrobić tak a nie inaczej i możliwie najlepiej wykonuję swoją pracę. Wiąże się to z tym, że niektórym moje pisanie „nie podejdzie”, ponieważ lepiej wiedzą czego od danej książki oczekują. Świadomie godzę się na taki układ. Część osób sięgnie po jakąś moją książkę i będzie to pierwszy, a zarazem ostatni raz, a inni zostaną z moimi utworami na dłużej.

 

Wielu recenzentów wkłada Pana twórczość na półkę „horror”, „powieść grozy”. Według mnie to zły pomysł, bo pojawia się szufladkowanie do określonego gatunku i w ten sposób unikający horrorów nigdy nie zetkną się z książkami Pana autorstwa. A szkoda!

 

Już od dłuższego czasu nie zwracam większej uwagi na to, w jaki sposób szufladkowane są moje książki. Tak jak wspomniałem powyżej, robię swoje najlepiej jak potrafię. Nie zawrócę kijem Wisły, nie zmienię tego, że wielu recenzentów lubi (i jest to poniekąd zasadne) przyporządkować autora do konkretnego gatunku. Dopóki ktoś nie zechce przekonać się, czy faktycznie moja książka zalicza się do takiego horroru, jak ogólnie, często negatywnie, postrzegany jest ten gatunek, to się tego nie dowie. Nie jest moim zadaniem opowiadanie o swoich książkach, bo nigdy nie będę obiektywny, natomiast osobom, które dostrzegają w nich coś więcej niż to, co powszechnie określa się mianem horroru dziękuję i proszę o niesienie tej wieści dalej.

 

Jest Pan doskonałym obserwatorem otaczającego świata. To wielka sztuka by wpleść swe obserwacje w fabułę z pogranicza fantastyki i nadać jej znaczenia, które samoczynnie trafia do czytelnika, zmusza go do myślenia, nie pozwala o sobie zapomnieć, zmienia go. Znajomość psychologii, czy raczej intuicyjne działanie?

 

Zawsze zależy mi na tym, żeby Czytelnik w moich książkach mógł znaleźć coś więcej, niż tylko zgrabnie skonstruowaną, w miarę wciągającą oś fabularną, przy czym kładę tu nacisk na słowo „mógł”. Jeśli ktoś tego szuka i to odnajduje, to świetnie, natomiast jeśli są osoby, które chcą „podrapać głębiej” i ta czynność skutkuje odnalezieniem kolejnej warstwy, to jest mi tym bardziej miło. Staram się, aby moi bohaterowie byli wiarygodni, żeby otoczenie i to, co ich spotyka, wydawało się potencjalnie prawdopodobne. Być może dzięki temu łatwiej odbiorcy uwierzyć nawet w te mniej realistyczne wątki zahaczające o zjawiska nadprzyrodzone.

ndnwII

 

A teraz obrazek z mojego podwórka. Jednej z koleżanek w pracy pożyczyłam „Dom na wyrębach”. Już na drugi dzień,  z wypiekami na twarzy poprosiła o część drugą. Po dwóch tygodniach była po lekturze wszystkich Pana książek. Nie tylko ona. Trzy kolejne koleżanki również. Wszystkie są zgodne co do jednego: te książki się czyta! Jest mi niezmiernie miło, gdy dzielą się swymi emocjami po lekturze,  a potem odkrywają, że trudno znaleźć coś równie wciągającego. Niezwykłe i bardzo nobilitujące dla pisarza.

 

To prawda. Bardzo mnie cieszy, że gros zdeklarowanych Czytelników moich książek dotarło do nich nie dzięki akcjom promocyjnym, a właśnie dzięki poleceniu przez znajomych. Autentyczna i szczera zachęta do lektury zawsze jest najlepsza, a ponadto, co mogę stwierdzić na podstawie już prawie dziesięcioletniego doświadczenia na rynku wydawniczym, tacy czytelnicy, którym bezinteresownie i w dobrej wierze i skutecznie polecono twórczość danego autora, zostają z nim na dłużej, dając jednocześnie satysfakcję i radość, że to nie jest jakaś sezonowa, sztucznie nadmuchana fascynacja.

 

Jak mógłby Pan określić swój proces twórczy przy kolejnych książkach? Tych poprzednich i tych, na które czekamy.

 

Na pewno bardzo zazdroszczę autorom, którym pisanie przychodzi z wielką łatwością. U mnie jest to sprawa dość skomplikowana, wyczerpująca i trochę też stresująca. Na szczęście daje też wiele satysfakcji, w ogólnym rozrachunku wynagradzającej wszelkie niedogodności. Kiedy pracuję nad daną powieścią, praktycznie cały czas jestem gdzieś wokół niej myślami. Piszę zawsze od początku do końca, nie bardzo wyobrażając sobie (co ponoć się zdarza innym autorom) pracę nad wybranymi dowolnie fragmentami, a potem składanie całości jak puzzle. Cieszę się też, że każda nowa książka to wyprawa w nieznane, a jednocześnie utwór, nad którym chcę pracować. Nie wyobrażam sobie pisania czegoś ze świadomością, że to „chałtura” wykonywana tylko dlatego, że Czytelnicy domagają się kolejnej pozycji mojego autorstwa.
W tym roku, w październiku, będzie miał premierę „Nowy dom na wyrębach II”, czyli trzecia i zarazem ostatnia książka cyklu „Wyręby”. Jeśli chodzi o rok 2019, to plany wydawnicze mam tak ambitne, jak nigdy dotąd, a związane są one z premierą trzech książek (w tym jednej we współautorstwie). Sporo pracy przede mną (choć też już część za mną), ale to, co już napisałem dało mi sporo satysfakcji, a praca, która na mnie czeka, jest jak zwykle inspirującym wyzwaniem.

Zmt (rzut)

 

Co lubi czytać Stefan Darda?

 

Wspomniała Pani powyżej, że moje książki trudno poddają się prostym klasyfikacjom. Sądzę, że w dużej mierze jest to spowodowane faktem, iż jako czytelnik nie ograniczam swoich zainteresowań do jakiegoś określonego gatunku literackiego. Oczywiście, czytam sporo thrillerów i horrorów (trochę dla przyjemności, a trochę jakby „z obowiązku”), ale chętnie też sięgam po klasykę, kryminał i literaturę faktu. Ponieważ przygarnąłem jakiś czas temu psa rasy husky (którego porzuciło jakieś bydlę), ostatnio mam też za sobą kilka pozycji o wilkach. Ale, by rozwiać ewentualne, uzasadnione wśród Czytelników „Nowego domu na wyrębach” wątpliwości, pragnę tu wspomnieć, że „wilk” pojawił się w moim życiu dopiero po premierze wspomnianej powieści.

 

W oczekiwaniu na kolejne książki, serdecznie dziękuję za rozmowę.

 

Dziękuję bardzo i pozdrawiam Czytelników „Książek w eterze”.

 

« Starsze wpisy